poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 6



~*~
To dzisiaj - mój pierwszy dzień pracy w Covent Garden. Umówiłam się z Jasonem, że rozpocznę etat już trzeciego dnia po naszej rozmowie. Nie chciałam się zbytnio spieszyć, bo miałam przed sobą jeszcze całe wakacje. A co innego można robić w wolnym czasie? Na pewno odpoczywać, lenić się i jeść, dużo jeść, lecz to nie dla mnie. Nie mogłabym tak  bezczynnie siedzieć. Od szesnastego roku życia podejmowałam się każdej możliwej, wakacyjnej pracy, by zarazem trochę zarobić, a także jakoś zająć swój czas. Choć nie były to takie poważne prace, to roznoszenie ulotek czy sprzątanie w kawiarniach naprawdę mi wystarczało. Kolejny plus polegał na poznawaniu wielu, fantastycznych ludzi, z którymi utrzymywałam kontakt do teraz. A musiałam przyznać, że prace nie były takie wymagające, więc dobrze sobie z nimi radziłam. Ciekawe jak pójdzie mi kelnerowanie. Mam nadzieję, że pierwszego dnia niczego nie potłukę.

Zaśmiałam się w duchu, wyobrażając sobie tę scenę i nawet nie zauważyłam, gdy z ręki wyśliznęła mi się bułka pokryta masłem. Ale dlaczego znowu wylądowała do góry nogami? Co za pech! Czy kiedyś nie mogłoby być na odwrót?
Zastanawiałam się nad tym ciężkim tematem, jednocześnie sprzątając po niefortunnym wypadku. Byłam właśnie w trakcie szykowania drugiego śniadania do pracy. Godzina 7:50 a ja już na nogach. Dziwne prawda? Też nie mogłam w to uwierzyć. Choć moja zmiana zaczynała się dopiero o dziewiątej, byłam tak podekscytowana, że wstałam godzinę przed budzikiem. Naprawdę siebie nie poznawałam, gdyż wszyscy nazywali mnie małym śpioszkiem i oczywiście nie bezpodstawnie. Po nawet szybkim zwleczeniu się z łóżka, aby nie marnować czasu, zaczęłam się przygotowywać.

Kiedy skończyłam robienie posiłku, wrzuciłam bułki do torby, nie zapominając o wodzie i jabłku. Byłam gotowa, więc pozostałe pół godziny postanowiłam spędzić na oglądaniu telewizji. Skakałam po kanałach jak zawodowiec, nie widząc niczego ciekawego mojej uwagi. Zawsze tak robiłam, by znaleźć coś innego oprócz mnóstwa reklam czy dennych telenowel, które za to uwielbiała moja mama.
Ostateczną opcją okazał się kanał muzyczny, nie za bardzo przeze mnie lubiany. Na szczęście piosenka, która rozbrzmiała się w głośnikach należała do kategorii tych nie najgorszych. Sięgnęłam do stolika po zrobioną wcześniej kawę i upiłam łyk. Wsłuchując się w kolejne słowa utworu i przy okazji opróżniając gorący napój, czekałam na moment, gdy w końcu będę mogła udać się na przystanek autobusowy.

~*~
Odetchnęłam głęboko, stojąc przed budynkiem Covent Garden, w którym od teraz miałam spędzać dużo czasu. Niby powinnam być już rozluźniona i spokojna, ale moje nerwy były większe niż przy rozmowie kwalifikacyjnej. Czy na pewno sobie poradzę? A może wszystko zawalę? Co jeśli zwolnią mnie już pierwszego dnia? Nawet nie zauważyłam, kiedy stałam się taką pesymistką. Te wszystkie obawy były po prostu śmieszne. Nigdy nie należałam do osób martwiących się na zapas, lecz w tym momencie o niczym innym nie myślałam.

Zamiast bezskutecznie się uspokajać, szybko odpędziłam złe myśli i ruszyłam do środka. Było za pięć dziewiątą, więc idealnie zdążyłam, by wystarczyło mi czasu na poznanie współpracowników i przebraniu się. Dzięki szefowi pierwsze kilka dni pracowałam tylko na poranne zmiany, gdyż wieczorem zaczynał się tu robić naprawdę duży ruch i kręciło się też wiele nieprzyjemnych ludzi. Jason chciał mi na razie oszczędzić takich trudnych zadań, za co byłam mu wdzięczna.

Gdy znalazłam się wewnątrz baru, po okazaniu ochroniarzowi odpowiedniej plakietki , skierowałam się do szatni dla pracowników. Pchnęłam drzwi, które oddzielały dużą kuchnię od miejsca, gdzie personel mógł zostawić swoje rzeczy, a także posiedzieć podczas przerwy, i weszłam do niby małego pokoju z wieloma szafkami. W pomieszczeniu kręciło się już kilka osób, w tym Suzanne. Kiedy się tam pojawiłam, pięć par oczu skupiło się na mojej osobie. Nie wiedząc, jak zacząć rozmowę, po prostu się do nich uśmiechnęłam, a oni odwzajemnili gest. Dopiero gdy Suz zabrała głos, przedstawiając mi poszczególne osoby naszej załogi, przerwała krępującą ciszę. Wszyscy byli naprawdę zgrani jako drużyna i miałam nadzieję, że tam się wpasuję. Okazało się, że pracuję między innymi z Mike'iem, Roxanne, Davidem i Ashtonem. Tych pierwszych troje zajmowało się posiłkami w kuchni, gdyż na tym polegała ich praca, a ostatni chłopak stał za ladą, podając ludziom różne napoje i alkohole.
Natomiast Suzanne i ja miałyśmy obsługiwać stoliki, czyli odbierać zamówienia, zanosić dania, a także sprzątać po zjedzonym posiłku.

Przez to, że lekko się z nimi zagadałam się, musiałam teraz pośpieszyć się z założeniem obowiązującego tutaj ubrania. Mój mundurek składał się z granatowej, rozkloszowanej spódnicy, białej bluzki ze złotym kołnierzykiem  i czarnego fartuszka z logiem Covent Garden.
Szczerze to nawet spodobał mi się ten strój. Niby nie mogłam ubierać się po swojemu i zakładać tego, co chciałam, lecz dzięki temu codziennie nie miałam dylematu z wybraniem marynarki czy sweterka, który pasuje mi do kreacji.

Zostało pół minuty do otwarcia, więc prędko udałam się na swoje stanowisko, gdzie będę oczekiwać na nowych klientów.
Stanęłam przy barze obok Ashtona, a swój wzrok utkwiłam w drzwiach. Wiedziałam, że od razu nikt nie przyjdzie, a jednak cały czas patrzyłam w tamtym kierunku jak zahipnotyzowana.

- Kiedy zaczynałem też tak niecierpliwie wyczekiwałem na przybycie pierwszych osób- odezwał się chłopak, zwracając tym moją uwagę. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam ten piękny uśmiech. Jakie on miał dołeczki! Dlaczego ja takich nie posiadałam? Oczywiście do tego doszły jeszcze brązowe, wciągające oczy i włosy porozrzucane na wszystkie możliwe strony. Ash wyglądał na sympatycznego i miłego, a zarazem zakręconego, więc na pewno się dogadamy.

- Myślałam, że stres mam już za sobą, a denerwuję się gorzej niż kobieta w ciąży podczas porodu - zażartowałam, trochę się rozluźniając i rozśmieszając tym szatyna. Coś mi się zdawało, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. Naprawdę przyda mi się taki zwariowany chłopak, z którym będę mogła pośmiać się podczas wspólnych zmian. Ashton idealnie się do tego nadawał.

- Tylko wiesz... bo jakbyś jednak była, to ja niestety nie zrobiłem jeszcze kursu w szkole rodzenia - chłopak zmrużył oczy, spoglądając to na lewo, to na prawo i udawał, że nad tym poważnie rozmyślał. Naprawdę dziwnie przy tym wyglądał, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.

- A w ogóle planujesz? - drążyłam dalej temat, pragnąc usłyszeć, co znowu wymyśli. Dzięki niemu mój wielki stres zniknął w mgnieniu oka, ponieważ całkowicie o nim zapomniałam. Zabawnie było patrzeć na chłopaka, który głowił się nad odpowiedzią.

- Kiedyś w końcu trzeba... hmm... przecież jak ja będę rodził? Pomyślałaś o mnie? Kurczę! Muszę to szybko załatwić, bo czuję, że coś się zbliża-  mówiąc to, teatralnie złapał się za brzuch i pogłaskał go. W tym momencie nie wytrzymałam i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na mnie, a na moich policzkach pojawiły się dwa duże rumieńce. Spuściłam zawstydzona głowę i próbowałam się opanować, choć nie było łatwo.

- Ash! Przestań rozpraszać nam dziewczynę! Bo pomyśli, że jesteśmy nienormalni, a to przecież nasz sekret! - usłyszeliśmy krzyk dobiegający z kuchni, a następnie głośny chichot.
To zapewne była Roxanne. Miała ona około trzydziestu lat i krótkie blond włosy dobrze komponujące się z niebieskimi oczami. Kobieta była tak samo serdeczna jak pozostali. Można było powiedzieć, że zaczęła tutaj odgrywać rolę mojej drugiej mamy.

- Nie martw się! Ode mnie jeszcze żadna nie uciekła! - odparł chłopak, podnosząc głos, by blondynka mogła go usłyszeć.
 Przechodząca obok nas Suz, pacnęła szatyna w ramię, na co udał, że bardzo go to zabolało. Następnie przekręcił oczami i już miał coś do mnie powiedzieć, ale dźwięk dzwonków wiszących nad drzwiami, oznajmił przyjście pierwszych klientów. Kiedy zasiedli przy wybranym przez siebie stoliku, ruszyłam w ich stronę. Jeszcze na chwilę odwróciłam się w stronę Ashtona, który szepnął ciche powodzenia i już byłam przy dwóch dziewczynach.

- Witamy w  Covent Garden. Naszym dzisiejszym specjałem są egzotyczne naleśniki niespodzianka. Gorąco je polecam! - wypowiedziałam podstawową regułkę, którą nauczyłam się na pamięć i podałam im karty menu. Potem wróciłam na swoje stanowisko przy barze i po kilku minutach zjawiłam się ponownie, by zebrać od nich zamówienie. W tym celu wyjęłam z kieszonki fartuszka notesik i długopis. Jednocześnie dzwonki zadzwoniły po raz drugi, a do środka weszli nowi klienci.

~*~
Ścierając kolejny stolik, zaczęłam nucić pod nosem przypadkową piosenkę. Byłam w dobrym humorze, ponieważ za pół godziny kończyła się moja zmiana. Przez cały czas pojawiało się tu coraz więcej ludzi, ale na szczęście, gdy jedni wchodzili, inni opuszczali to miejsce. Dlatego nie było tak tłoczno, a ja i Suz dawałyśmy radę z ogarnianiem wszystkich. Natomiast Ash przez te kilka godzin sypał wieloma żartami i przy tym robił do mnie głupie miny. Krótko mówiąc zachowywał się jak małe dziecko, choć nieźle się przy nim uśmiałam. Każde z nas uzbierało nawet kilka napiwków.

Kiedy skończyłam sprzątanie, znowu rozległy się dzwonki, na których dźwięk już nie reagowałam. Po prostu się do nich przyzwyczaiłam i nie musiałam za każdym razem zerkać w stronę drzwi. Powróciłam za ladę, gdyż nikogo tam nie widziałam. Suzanne obsługiwała stolik, a Ashton gdzieś zniknął, choć zakładałam, że był na tyłach sklepu i wnosił na zaplecze nową dostawę, która miała przyjechać o 14:30.

W ręce nadal trzymałam ścierkę, więc postanowiłam przetrzeć też bar. Wbiłam wzrok w blat i kiwałam głową w rytm muzyki, lecącej z głośników. Utwór "Lips are movin" był tak rytmiczny i energiczny, że nie mogłam się powstrzymać od takich ruchów. Trwałabym w moim transie pewnie jeszcze przez chwilę, gdybym przez przypadek nie podniosła głowy i zobaczyła Jego. 
Siedział przy ladzie niedaleko mnie i lustrował każdy kawałek Covent Garden, włącznie ze mną. Kiedy zauważył, że na niego patrzę, uśmiechnął się zadziorsko i podszedł bliżej. Trochę spanikowana i przede wszystkim zaskoczona nie ruszyłam się z miejsca i dalej wpatrywałam w motocyklistę.

- Kto by pomyślał, że cię tu spotkam? Czyżby kolejny przypadek? - spytał z tym dziwnym przebłyskiem w oku, jakby to wszystko było już dawno zaplanowane, ale tylko on o tym wiedział. Przez chwilę nawet poczułam, że to całe zajście w sklepie też nie było zrządzeniem losu. Ale  przecież to niemożliwe. A jeśli... O nie! Nie pozwolę, bym wpadła w paranoję! To siedzi po prostu w mojej głowie i tylko tam.

- Nie wierzę w przypadki- wyznałam, chcąc zobaczyć, jak chłopak na to zareaguje i wróciłam do sprzątania.Może w końcu przestanie ze mną pogrywać i normalnie porozmawiamy. Zawsze trzeba mieć nadzieję. Tak bardzo chciałam spytać się o napad sprzed trzech dni. Motocyklista pewnie rozjaśniłby moje wątpliwości i ułożone przeze mnie różne teorie. Choć prawdopodobieństwo, że powiedziałby prawdę nie wynosiło nawet połowę.

- To dobrze, bo znudziło mi się to udawanie. Przecież dobrze wiesz, że mam za zadanie ciebie obserwować, ale niestety nie jestem dobry w te klocki- oznajmił pół poważnie, bo cały czas się uśmiechał.

Na początku uwierzyłam mu, bo innego racjonalnego wytłumaczenia nie znalazłam. Otworzyłam szeroko oczy i stanęłam jak wryta, próbując powoli przetworzyć słowa szatyna. Ale jeśli by tak naprawdę było, motocyklista nie przyznałby się do tego. Bo kto mówiłby otwarcie o swoich spiskach czy zbrodniach, które popełnił? Teraz byłam już pewna, że to jego kolejne gierki. Kiedy on się w końcu zmieni i zacznie traktować wszystko na serio?

- Żartujesz - bardziej stwierdziłam niż  zapytałam.
Sama nie byłam pewna, jak z nim rozmawiać. W końcu on tak często próbował mnie zmylić, wymyślając jakieś głupoty, których nie mogłam odróżnić od prawdy. Przy nim nie czułam się taka pewna, gdyż, jak to się mówi, nie stałam na pewnym gruncie. Żadne z jego słów nie powinnam brać do siebie, bo równie dobrze mogły one być jednym wielki kłamstwem lub żartem.

- Tak, ale szkoda, że nie widziałaś swojej miny- roześmiał się, sprowadzając mnie w końcu do rzeczywistości, w której takie coś jak szczerość chłopaka nie istniała.

Czy on naprawdę musiał taki być? Taki...oschły? Przecież ja nic mu nie zrobiłam, a od samego początku był do mnie uprzedzony. Jakby w ogóle nie miał uczuć i kawałek metalu zamiast serca. Po części czułam się winna, chociaż nie miałam do tego powodu. Może czasami nie byłam zbyt miła, ale to też działo się przez niego i jego zachowanie wobec mnie. Lecz kiedy mi nie było do śmiechu i naprawdę nie wiedziałam, co się wokół dzieje od kilku dni, motocyklista cały czas to wykorzystywał. To jego przedstawienie powoli stawało się męczące.

- Dlaczego się tak zachowujesz skoro tyle razy narażałeś dla mnie życie?-  zapytałam otwarcie, mając dość tych tajemnic i sekretów.

Chciałam go tylko zrozumieć. Po prostu zrozumieć. Czy tak dużo wymagałam? Nie byłam jakąś pierwszą, lepszą, z którą mógł bawić się w kotka i myszkę. Jeśli miał problem, mogłabym mu pomóc, tylko żeby tak wszystkiego nie ukrywał. Czułam się jakby chłopak stał się szpiegiem  przydzielonym specjalnie do mnie i śledził na każdym kroku. Przecież jego obecność tutaj na pewno nie była wypadem na kawę czy popołudniowym spacerkiem po mieście. W Detroit znajdowało się tak wiele kawiarni i barów, a on wybrał akurat to miejsce.

- Dobre pytanie. Naprawdę ciekawe- odparł, spoglądając na mnie i zastanawiając się nad odpowiedzią.

Byłam bardzo ciekawa, co powie. Wierzyłam, że zrzuci nareszcie tę maskę i tak jakby wyjdzie z ukrycia. Od pierwszego dnia naszego spotkania zastanawiałam się nad irracjonalnym zachowaniem szatyna i jego ciągłymi zmianami nastrojów. Raz byłam na pierwszym miejscu czarnej listy motocyklisty, a kolejnym on rzucał się pod pędzący samochód, by mnie uratować. To na pewno nie wpisywało się w moje normy, a sam chłopak okazał się wielką zagadką. Przez to, że byłam naprawdę uparta, musiałam ją rozwiązać.

Nagle w kieszeni fartuszka poczułam wibracje telefonu. Nie chciałam całkowicie wyłączać komórki, bo gdyby zaistniała w domu jakaś niecierpiąca zwłoki sprawa, rodzice nie mieliby, jak się ze mną skontaktować. W pracy starałam się odbierać tylko te najważniejsze połączenia. Na szczęście szef nie mówił nic o zakazie używania telefonów, bo z własnego doświadczenia wiedział, że w życiu może wydarzyć się wszystko, a my musimy być na to przygotowani.

Po dosłownie kilku sekundach wyjęłam urządzenie i zerknęłam na numer, który chciał się do mnie dodzwonić. Dziewięć cyfr, które wyświetliło się na ekranie, świadczyło o tym, że to może nie być osoba z mojego otoczenia. Z drugiej strony to pewnie ktoś ze szkoły informujący o dacie oficjalnego zakończenia liceum. By przekonać się, kto krył się pod nieznanym numerem, nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha. W między czasie zerknęłam na motocyklistę, który pozostawał w tej samej pozycji- ręką opartą o blat podtrzymywał głowę, a jego wzrok skierowany był prosto na mnie.

- Dzień dobry! Z tej strony sierżant* Miller - usłyszałam głos mężczyzny, choć nie wiedziałam, o co chodziło. Dlaczego wydzwaniała do mnie policja? To musiała być pewnie pomyłka. Przecież nie popełniłam żadnego przestępstwa. Co najwyżej raz czy dwa przebiegłam pasy na czerwonym świetle, ale w sytuacjach kryzysowych, gdy np.: biegłam odebrać Linsey z przedszkola, a zostało mi tylko pięć minut do zamknięcia tej instytucji.

Wiedząc, że całemu zajściu przyglądał się szatyn, wolałam przejść do bardziej ustronnego miejsca. Ruszyłam jak najdalej od niego i stanęłam przy drzwiach, prowadzących do kuchni oraz odwróciłam się plecami do motocyklisty.

- Tak, słucham. O co chodzi?

- Dokładnie trzy dni temu dzwoniła pani do nas w sprawie napadu i pobicia, zgadza się? - spytał, chcąc potwierdzić tamto wydarzenie, a w mojej głowie pojawił się przebłysk, a potem całe zajście.

Przed oczami stanął mi obraz tamtego opustoszałego sklepu i dwóch napastników. Jak mogłam nie skojarzyć faktów? Nie dość, że to właśnie ja zadzwoniłam po pomoc, to jeszcze nikt do teraz się ze mną nie kontaktował. Czyżbym była na tyle naiwna, iż myślałam, że wszystko samo się wyjaśniło, a mężczyźni zostali złapani? Po ich zachowaniu można było wywnioskować, że tak łatwo się nie poddadzą i nie znajdą się szybko w więzieniu. Musiałam sprawić, by jak najprędzej tam trafili, gdyż wtedy nie wyrządziliby już nikomu krzywdy.

- Tak- potwierdziłam informację i czekałam na dalsze instrukcje policjanta.

Chociaż list, który niedawno dostałam, naprawdę mnie przestraszył, to chciałam w końcu skończyć ten koszmar i całkowicie o nim zapomnieć. Groźby, które wysłali mi mężczyźni, spowodowały, że ogromnie bałam się wracać po nocach do domu i w ogóle z niego wychodzić. Zawsze mogłam spotkać ich i to mnie najbardziej przerażało. Może zachowywałam się dziwnie, ale kiedy miało się do czynienia z nieobliczalnymi ludźmi, trzeba było być nadto ostrożnym.
Zamierzałam opowiedzieć wszystko policji, włącznie z anonimowym listem, i żyć tak, jak dawniej, jakby oni w ogóle nie istnieli.

- Pomimo tego, że nie mieliśmy dokładnych danych, łatwo było nam panią namierzyć. Chodzi o złożenie zeznań, gdyż na miejscu, które pani określiła, znaleźliśmy ciężko rannego chłopaka i niestety nikogo więcej. Próbujemy odnaleźć sprawców, ale do tego potrzebujemy pomocy kogoś, kto widział to czego my nie- oświadczył sierżant, a następnie podał dokładny adres siedziby, gdzie miałam się udać i godzinę spotkania. Po uzgodnieniu tego wszystkiego, powiedział, że ma nadzieję, iż się zjawię i po prostu się rozłączył.

Powoli opuściłam telefon i z powrotem go schowałam. Oparłam się o najbliższą ścianę i jeszcze przez chwilę rozmyślałam nad wizytą na komisariacie. Na pewno nie będzie to dla mnie łatwe spotkanie, ale postaram się, aby wszystko poszło po mojej myśli. Wtedy nie będę musiała zawracać sobie głowy jakimiś przestępcami i przestanę być tak przewrażliwiona na ich punkcie. Kiedy szłam ulicą, patrzyłam, czy ktoś się za mną nie czaił się lub nie śledził. Zawsze zamykałam wieczorem okno i wtedy, gdy gdzieś wychodziłam. Starałam się po prostu, by sytuację sprzed kilku dni się nie powtórzyły.

- Amelia kończymy na dzisiaj! - dobiegł mnie krzyk Ashtona, który zaraz pojawił się obok. Był taki wesoły, że chyba ten wysiłek fizyczny musiał mu zaszkodzić.

Chłopak złapał moją rękę i już chciał pociągnąć mnie do szatni, gdy w ostatnim momencie mu się wyrwałam, przypominając sobie o pozostawionej na blacie ścierce i notesie, który tam położyłam. Wróciłam na miejsce, gdzie ostatnio widziałam te rzeczy i szybko je zgarnęłam. Ku mojemu zdziwieniu przy barze nie zastałam motorzysty. W innej części pomieszczenia też go nie znalazłam, więc pewnie wyszedł. Tylko dlaczego nie skończył naszej rozmowy? I najważniejsze pytanie: czy słyszał coś, kiedy dyskutowałam z sierżantem?
Równie dobrze on też mógł maczać palce w całym tym zamieszaniu. W końcu wszystko było takie poplątane i niejasne.

A on znowu zniknął i znowu pozostawił mnie bez odpowiedzi, których teraz tak bardzo potrzebowałam.

~*~
Zmęczona po dniu w pracy i zakupach z Julie, na które wyciągnęła mnie w ostatniej chwili, wróciłam do domu. Zegar wskazywał godzinę dwudziestą, a na dworze dopiero się ściemniło. Ściągnęłam buty i udałam się do kuchni, by coś przekąsić. W tym momencie zjadłabym konia z kopytami. Chodzenie po sklepach z Jul nie było wcale takie łatwe, bo zanim kupiła jakąś rzecz, musiała sprawdzić prawie wszystkie stoiska w galerii. Przywitałam się z mamą, przy okazji opowiadając o pracy i zgarnęłam ze stołu sałatkę, którą dla mnie przygotowała. Nie przerywając rozmowy z rodzicielką, jadłam sałatkę.

Gdy skończyłam, od razu udałam się do swojego pokoju, by rzucić się na łóżko i nigdy nie wstawać. Będąc przed moją małą oazą, otworzyłam drzwi i po ciemku, weszłam do środka. Rzuciłam torbę w przypadkowe miejsce i zapaliłam światło. Żyrandol oświetlił całe pomieszczenie, więc idąc w stronę łóżka już wcześniej wiedziałam, że coś było nie tak. Odruchowo podbiegłam w tamto miejsce i spojrzałam na materac, wytrzeszczając oczy. Moje ciało stało jak sparaliżowane, a płuca przez chwilę zapomniały, jak oddychać. Na łóżku leżało wiele porozrzucanych zdjęć, przedstawiających mnie i moich najbliższych z tych trzech dni. Jedna fotografia pokazywała Linsey, z którą byłam ostatnio na lodach, a druga Julie ze mną na dzisiejszych zakupach. Oczywiście było widać, że to wszystko było robione z ukrycia. Ktoś po prostu nie odstępował mnie na krok, gdyż zauważyłam nawet zdjęcie zrobione podczas pracy w Covent Garden. Na środku położona była mała karteczka, złożona na kilka części. Niepewnie i pełna strachu wzięłam ją do ręki i rozłożyłam. Wiadomość była zrobiona w takim samym stylu, co poprzednia, więc na pewno pochodziła od tej samej osoby (lub osób). Natomiast brzmiała następująco:

‘Coś za bardzo nie wzięłaś sobie naszej przestrogi do serca.                                              
Jeśli wszystko wygadasz, możesz być pewna, że nie będziesz już taka bezpieczna, tak jak twoja rodzina i znajomi.  
Podpadnij jeszcze raz, a koszmar dopiero się zacznie.’

Błagam! Powiedzcie, że to są tylko żarty. Jakaś ukryta kamera i zaraz wszystko się skończy. 
To całe przedstawienie będzie miało w końcu swój wielki Happy End.                
„I żyli długo i szczęśliwie...”

*stopień policyjny w USA
___________________________
TAAA DAAM!
Kolejny rozdział za nami!
Wiem, wiem, trochę wieje nudną, ale cóż mogę poradzić? :D
Widocznie moja wena POD PRYSZNICEM nie była ostatnio taka wielka... (tak między nami to ja tak NA SERIO wymyślam dalsze losy bohaterów podczas kąpieli. Czy jestem dziwna? Pewnie TAK, ale co tam ;P)
Kurczę! Miałam nadzieję, że zdążę dodać rozdział 8 MARCA i złożyć wam jeszcze życzenia (chociaż powinni robić to jacyś ŁADNI chłopcy). Nawet siedziałam wczoraj nad tą częścią do 23:40, ale niestety nie skończyłam.
Myślę, że się nie obrazicie, jeśli te życzenia będą trochę spóźnione:
A więc MOJE KOCHANE KOBIETKI
Bądźcie TYLKO i wyłącznie sobą, bo to w życiu najważniejsze, 
jak NAJCZĘŚCIEJ przyciągajcie wzrok płci przeciwnej,
NIGDY nie przejmujcie się negatywnymi komentarzami czy obelgami innych, bo oni po prostu ZAZDROSZCZĄ wam tego waszego SŁAGU, urody i mądrości,
Przynajmniej KILKA razy w tygodni wdziewajcie MEGA seksowne ciuszki, bo bycie KOBIETĄ ZOBOWIĄZUJE! ♥♥♥
I to chyba wszystko na dziś :)
PS.: Jeśli będziecie mieli ochotę i czas zostawcie komentarz czy zaobserwujcie. Zachęcam też do pisania do mnie na asku czy twitterze (linki w zakładce "Kontakty") A może nasunie wam się jakieś pytanie odnoście opowiadania czy coś w tym stylu? Pamiętajcie ja jestem ta komunikatywna :D
Okeeej kończę, bo list na angielski sam się nie napisze, a sprawdzian z polskiego(mega trudny ze średniowiecza i tych wszystkich tekstów) sam się nie zaliczy na siódemeczkę :P
BAJOŁ!

11 komentarzy:

  1. Strasznie lubię to opowiadanie. :D Piszesz naprawdę świetnie. :3
    Nie mogę się doczekać kolejnej części. Życzę weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ashton? Irwin? Mike? Michael? Cilfford? 5 Seconds of Summer? Takie tam skojarzenia xD Ale co poradzę :D Rozdział jak każdy świetny! Kobieto masz talenta, którego Ci troszkę zazdroszczę 3:) Zaczyna się coś dziać.. Więcej i więcej... Motocyklista ahh *.* Uwielbiam motocykle :D I Twoje opowiadanie ;) Pozostaje mi życzyć Ci weny czekać na next :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna sie coś rozkręcać :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega :D Tylko trochę mało akcji, ale mam nadzieję, że już niedługo się to zmieni :) Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie fajne połączenie ostatniego rozdziało z tym co dopiero będzie. Podoba mi się, że się wczuwasz w kulturę Stanów, chociażby tym stopniem policyjnym :D
    Jak dodasz nowy rozdział to wiesz, chcę wiedzieć XD

    http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog właśnie został dodany do Katalogowego Świata

    Pozdrawiam i życzę weny :)
    PS. Przepraszam za spam, jak coś to usuń ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się ten rozdział, ale czekam na jakąś akcję. I tak bardzo ciekawi mnie ten motocyklista! ^^ Co zrobi Amelia?
    Pisz szybciutko nowy rozdział, a w międzyczasie zapraszam do siebie, za trzy dni nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mów mi, że powiewa nudą, bo tak nie jest. Takie spokojne rozdziały też muszą być. Coś czuję, że teraz naprawdę jej życie stanie do góry nogami. Pozdrawiam i życzę weny. Do następnego. P.S. Mi też się zdarza wymyślać ciąg dalszy mojego opowiadania pod prysznicem, więc nie jesteś sama ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. jednym tchem pochłonęłam kolejne rozdziały i czekam na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam wszystkie rozdziały i już nie mogę się doczekać kolejnego ! :3

    Zapraszam na mój xoxo
    http://theworldoftheimomortals.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej zainteresował mnie twój blog, jest naprawdę świetny. Ciężko jest zwrócić moją uwagę a tobie się to udało. W związku z tym zapraszam na nowo powstałego bloga z najlepszymi opowiadaniami : ]

    http://beststoriesblogs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń