środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 3



- Co za świetny zbieg okoliczności - uśmiechnął się cwaniacko Scott, a wspomnienia związane z nim szybko pojawiły się przed moim oczami. Każde spotkanie, każdy pocałunek, każdy nawet najkrótszy dotyk przewijał się w mojej głowie jak film i sprawiał, że przypomniałam sobie wszystko dotyczące byłego chłopaka.

Dlaczego to musiało być aż takie trudne? Przecież przez te kilka miesięcy powinnam całkowicie o nim zapomnieć i żyć dalej. Podobno "czas leczy rany", ale w tym wypadku ta magiczna rada nie zadziałała. Czemu? Może dlatego, że byłam osobą bardzo wrażliwą i swoje życiowe rozterki znosiłam trochę gorzej niż inni. Potrafiłam przez głupią sprzeczkę z Julie, zamknąć się w pokoju i samotnie wpatrywać się w gwiazdy. To był mój własny sposób na odreagowywanie sytuacji, które w pewien sposób mnie przerastały. Nie umiałam tak po prostu przeprosić, gdyż wcześniej musiałam to przemyśleć i ułożyć w głowie. Jeśli jednak chodziło o Scotta, efekt był bardziej nasilony. Długo nie mogłam wrócić do siebie, a jego obraz prześladował mnie na każdym kroku. Lecz kiedy w końcu wszystko było na swoim miejscu, znowu musiał pojawić się On.

- Niestety ja nie mogę tak powiedzieć - zaczęłam stanowczo, ponieważ nie chciałam, aby chłopak pomyślał, że nadal ma nade mną jakąkolwiek władzę.

 Scott pewnie znowu omotałby mnie wokół swojego palca, a ja nic bym z tym nie zrobiła. Musiałam przyznać, że nadal miałam wobec niego małą słabość, lecz tkwiła ona na dnie mojej podświadomości. Szatyn był moją pierwszą prawdziwą miłością, a o takich rzeczach nigdy się nie zapomina. Chociaż chcesz ją stłumić, tak łatwo nie wyleci z twojej głowy. Możesz o tym nie myśleć, ale zawsze będzie gdzieś w tobie siedzieć i ujawni się w najmniej oczekiwanym momencie.

Sądzisz, że dasz radę stanąć z Nim twarzą w twarz, lecz kiedy nadchodzi czas konfrontacji, plan, który obmyślałaś przez tyle nieprzespanych nocy, staje się bezużyteczny. Pozostaje ci tylko udawanie twardej i silnej. Twoja obojętność powinna ci w tym pomóc. Na szczęście, w moim przypadku bycie nieprzyjemną osobą, wychodziło mi całkiem dobrze.

- Jak zwykle jesteś negatywnie do wszystkiego nastawiona - próbował wyprowadzić mnie z równowagi Scott, co podziałało. Byłam na niego bardzo wkurzona i denerwowało mnie jego złośliwe zachowanie. Jednak musiałam się uspokoić, bo nic dobrego by z tego nie wynikło.

Kiedyś taki nie był. Nie zachowywał się jak skończony dupek. Martwił się o mnie i opiekował. Może trudno to sobie wyobrazić, ale nigdy nie pozwolił mi samej wrócić w nocy do domu. Był… hmm… był idealny. Każda dziewczyna mogłabym pozazdrościć takiego chłopaka. Co się zepsuło? Sama nie wiem. Od pewnego momentu, zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Spędzaliśmy ze sobą coraz mniej czasu i nasza relacja powoli się rozsypywała. Następnie zauważyłam go z moją, już byłą, przyjaciółką. Wtedy to runął mój ułożony świat.

Dlatego teraz nie chciałam dać za wygraną Scottowi i sprawić, by poczuł się jak ja, gdy wyznał mi, że jednak do siebie nie pasujemy, a nasz związek był tylko jednym, wielkim nieporozumieniem.

- Zdaje ci się – mruknęłam, krążąc wzrokiem po osobach, znajdujących się wokół. Nie zamierzałam patrzeć szatynowi w oczy, gdyż nie chciałam ujrzeć jego kpiącego spojrzenia. Jak człowiek może się tak szybko zmienić? Z miłego, troskliwego chłopaka, Scott stał się bezuczuciowym, bezczelnym idiotą i to w bardzo krótkim czasie.

-Tak jest tylko w niektórych przypadkach – dodałam, podkreślając ostatnie słowa. Chciałam mu naprawę dogryźć. W końcu sobie na to zasłużył.

- W tym też? – zapytał, ale dobrze wiedziałam, że zna odpowiedź. Scott lubił się ze mną droczyć, co mnie bardzo denerwowało, dlatego zamierzałam się odegrać. ‘Jeszcze mu pokażę, że nie jestem taką cichą myszką jak dawniej’ – ułożyłam w myślach plan działania.

- W tym szczególnie – podniosłam głos, sprawiając, by brzmiał bardziej złośliwiej. Kiedy to zrobiłam, spojrzałam na zdezorientowanego chłopaka i pochwaliłam siebie w myślach. Mój sposób na dopieczenie szatynowi zadziałał. Przecież Scott nie wiedział, że jestem w ogóle zdolna do postawienia się mu, a co dopiero do odpyskowania. Zawsze raczej uważano mnie za tą grzeczną, której miłość zawróciła w głowie, czy coś takiego.

- Dlaczego tak mnie nienawidzisz? – zapytał niespodziewanie, a ja ze zdziwienia, otworzyłam szeroko oczy i zaniemówiłam. 

Czy "Pana Wielkiego" naprawdę obchodziło, dlaczego był moim wrogiem numer jeden? To wszystko nie miało sensu. Najpierw zachowuje się, jakbym była ostatnią osobą na świecie, z którą chciałby mieć jakąkolwiek styczność, a później zmienia zdanie i nagle zaczyna mu zależeć. Scott lubił bawić się  ludzkimi uczuciami i często właśnie tym mnie zwodził. Grał lepiej niż niejeden aktor i prawie każdy uwierzyłby w jego słowa. Dlatego byłam pewna, że to jego kolejne przedstawienie, oczywiście ze mną w roli głównej.

- Jeszcze się pytasz? -odpowiedziałam pytaniem. Jak można tego nie rozumieć? Zastanawiałam się, czy chłopak nabija się ze mnie, czy tak naprawdę nie potrafi połączyć kilku faktów ze sobą. W końcu był na tyle mądry, by rzucić mnie dla mojej najbliższej przyjaciółki.
'Nie dam się znowu omamić' - powtarzałam w myślach.

- Ja rozumiem, że zerwałem z tobą i możesz mnie za to winić , ale to było już dawno temu- oznajmił, jakby nasze rozstanie nic dla niego nie znaczyło. Poczułam się jak jakaś kolejna bezwartościowa laska z jego kolekcji. Scott sprawiał wrażenie chłopaka, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Zapewne kiedyś nie mogłabym w ogóle dopuścić do siebie takiej myśli, ale teraz była ona jak najbardziej prawdopodobna.

- Chyba źle to ująłeś, bo zanim mi to wyznałeś, obściskiwałeś się z Nicole- zarzuciłam mu, złowrogo na niego spoglądając. Nigdy nie wybaczę szatynowi tego, co mi zrobił. Za bardzo mnie to bolało.

- A co to za różnica? - chłopak nadal udawał niewzruszonego, a ja wpatrywałam się w niego ze zdziwieniem i smutkiem. Gdzie był mój dawny Scott, którego tak kochałam? Na słowa szatyna poczułam się, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy.

- I właśnie dlatego nie chciałam cię więcej widzieć. Stałeś się zapatrzonym w siebie, aroganckim dupkiem - nareszcie wypowiedziałam na głos to, co od ujrzenia Scotta, tkwiło w mojej głowie. Musiałam przyznać, że byłam naprawdę z tego dumna. Patrzenie na zmieszanego chłopaka, sprawiało mi trochę radości.

- A ty jak zwykle milutka - odezwał się po krótkim czasie, a jego słowa przepełnione  były sarkazmem. Nie zdziwiło mnie to, gdyż właśnie taki naprawdę był teraz Scott.

- Ciągle się zastanawiam, jak mogłam się w tobie zakochać.

- To przez mój urok osobisty- oznajmił, śmiejąc się. Jego zachowanie doprowadzało mnie do szału. Pewność siebie, jaką miał, nigdy nie znikała.

- Raczej przez głupotę - stwierdziłam, nadal udając silną, co przychodziło mi łatwo, gdyż byłam coraz bardziej wnerwiona na szatyna.

- Kiedyś byłaś nawet znośna, ale teraz? Nie mam pojęcia, czy wytrzymałbym z tobą choćby jedną minutę- uderzył we mnie kolejnymi słowami, chcąc sprawić, abym się poddała i odpuściła, czego nie zamierzałam nigdy zrobić. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji.

- Po prostu zmądrzałam - odpowiedziałam, dumnie patrząc mu w oczy. Tak szczerze, cieszyłam się, że nie zamilkłam i pozwoliłam, by myśli wypływały swobodnie z moich ust.

- Chciałem zaproponować przyjaźń, ale w tej sytuacji... - zaczął, lecz szybko mu przerwałam, nie dając Scottowi dokończyć. Czy on naprawdę myślał, że  uwierzę w te jego bajki i się na to zgodzę? Nigdy.

- Nie będzie to możliwe- odparłam, ponownie się rozglądając. W końcu, gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, wróciłam wzrokiem do chłopaka. Nadal stał w tym samym miejscu, lecz teraz nie zwracał na mnie uwagi i zerkał na dziewczyny tańczące na parkiecie. Dlatego pomyślałam, że to właśnie moment na ucieczkę.

- Muszę już iść- powiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. Miałam już dość szatyna i tej rozmowy. Nie czekając na reakcję Scotta, wyminęłam go i ruszyłam w stronę baru, tak jak wcześniej planowałam. Po kilku sekundach, nareszcie straciłam go z oczu. 

Usiadłam na moim dawnym miejscu, które, o dziwo, było wolne i czekałam aż ktoś do mnie podejdzie i obsłuży. Tym razem była to krótko obcięta dziewczyna około 28 lat. Cały czas się uśmiechała, dzięki czasu uwidaczniał się jej kolczyk w wardze. Wyglądała nawet na sympatyczną.

Kiedy stała naprzeciwko mnie, poprosiłam o szklankę wody, którą chwilę później dziewczyna położyła przede mną. Wzięłam ją do ręki i obróciłam się w stronę tańczących ludzi, gasząc ogromne pragnienie. Lubiłam przyglądać się osobom, które dzięki muzyce wpadały w trans i zamykały się we własnym świecie. Przez to obecna piosenka mogła ich całkowicie pochłonąć i sprawić, by zapomnieli o szarej rzeczywistości. Sądziłam, że takie coś przyda się każdemu.

Gdy tak podziwiałam ludzi, wyginających w różne strony swoje ciała, w rogu sali, wśród paru innych osób, zauważyłam Jego. On tam był. Chłopak, który już kilka razy uratował mi życie i który przerażał mnie równie mocno, stał tam i bacznie mi się przyglądał. Nawet, kiedy na niego spojrzałam, nie odwrócił się, tylko nadal mnie obserwował. Jego wzrok był chłodny, jakbym zrobiła coś złego albo znowu go czymś zdenerwowała.
Bałam się. Po raz kolejny bardzo się bałam. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Bo czego on może ode mnie chcieć? Przecież nie mam nic, co mogłoby go zainteresować.

- I znowu się spotykamy, co? - przestraszona drgnęłam, gdy przy swoim uchu usłyszałam głos, który trochę mnie uspokoił. Obróciłam się ponownie i zerknęłam na chłopaka, którym okazał się Brad. Wysłał mi promienny uśmiech, na co odpowiedziałam tym samym. 

Na moment zapomniałam o psychopacie, który znajdował się nieopodal, lecz gdy tylko otrzeźwiałam, natychmiast powróciłam wzrokiem do miejsca, w którym dosłownie minutę temu, znajdował się motorzysta. Ku mojemu zdziwieniu nie było go tam. Uważnie prześledziłam każdy nawet najmniejszy skrawek sali, lecz nigdzie nie spostrzegłam szatyna. Ale przecież przed chwilą tam był.

Mogłabym przysiąc, że go widziałam. To wydawało się naprawdę realne. A może to moja wyobraźnia płatała mi figle? Teraz już nie byłam taka pewna, czy to nie aby jakieś zwidy. Czyżbym oszalała? Chyba jednak za dużo myślałam o tajemniczym psychopacie.

- Coś się stało? - przywrócił mnie do rzeczywistości Brad. W końcu przestałam obserwować otoczenie i skupiłam się tylko na szatynie. W odpowiedzi na jego pytanie, pokręciłam przecząco głową. Próbowałam zapomnieć o motorzyście, lecz było to wręcz niemożliwe do zrobienia. Dlaczego po prostu nie mogę wymazać go z pamięci?

- Jak się bawisz? - kontynuował rozmowę chłopak. Na szczęście przy barze nie było zbyt wiele osób, więc mogliśmy na spokojnie porozmawiać.

- Nawet dobrze, pomijając fakt, że moja przyjaciółka ma tyle siły, że mogłaby tańczyć tak do rana - wyżaliłam się mu, nawet zapominając o tym, że jeszcze niedawno brakowało mi przy nim słów. Poczułam się trochę swobodniej niż ostatnio. Może dlatego, że alkohol w moich żyłach zaczął działać?

- Hmm... może w końcu się zmęczy. Trzymam kciuki- usłyszałam śmiech Brada i poczułam, jakbyśmy znali się od dawna. Wiedziałam, że dziwnie to brzmi, ale w tak krótkim czasie, naprawdę go polubiłam.

- Ej Amelia! Chodź do mnie! - znikąd obok mnie pojawiła się Julie, która cały czas podrygiwała w rytm muzyki. Z jej oczu i przebiegłego uśmieszku wyczytałam, że ma zamiar porwać mnie do tańca i nic jej w tym nie powstrzyma.

Zanim zaczęła ciągnąć mnie na parkiet, poprosiłam szatyna o telefon, na którym zapisałam mu swój numer. W przypływie odwagi, robiłam różne rzeczy. Czasami były one nawet bardzo głupie.
W głębi ducha cieszyłam się, ponieważ, gdy to zrobiłam, chłopak od razu się uśmiechnął, więc miałam nadzieję, że skorzysta z kontaktu do mnie. Następnie rzuciłam krótkie cześć i dałam się prowadzić Jul.

To na pewno jest jedna z najlepszych nocy w moim życiu.

~*~
Wróciłam do domu, gdy na zegarze wybiła godzina czwarta. Byłam padnięta, a wszystko to działo się dzięki Julie i jej cudownemu tekstowi: "Jeszcze jedna piosenka, proszę". Takim sposobem dałam się namówić na kilkanaście utworów, które, według mnie, trwały zbyt długo. Chociaż byłam naprawdę zmęczona, to czułam się szczęśliwie.
Nie miałam już na nic siły, więc opadłam na moje łóżko i od razu odpłynęłam.

W końcu za kilka godzin czeka mnie spowiedź przed przyjaciółką.
Mam nadzieję, że będzie mi ona w stanie pomóc, bo już wariuję.

___________________
Tak! Udało mi się dodać rozdział w Sylwestra!
Więc od razu będę mogła złożyć wam życzenia ♥
ALE zacznijmy od czegoś innego...
Mam nadzieję, że rozdział choć trochę wam się podoba :) 
Już niedługo szykuję coś mocniejszego (wiecie o co chodzi).
Tą część pisałam niedawno, bo w święta... wiecie jak w święta... nic się nie chce :D
I przy okazji dziękuję zespołowi The Neighbourhood za piosenkę Sweater Weather, bo rozdział powstał, słuchając właśnie tego utworu ♥ 
CZAS NA ŻYCZENIA!
W dzisiejszym dniu: udanej zabawy w gronie przyjaciół i opicia Piccolem ;D
A na Nowy Rok życzę, aby każda chwila była niezapomniana i wyjątkowa,
abyście odnieśli jeszcze więcej sukcesów niż dotychczas, a wasze marzenia były choć po części spełnione. Oczywiście nie może zabraknąć przy tym uśmiechu na twarzy - pamiętajcie!
Kocham was! ♥

wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 2



~*~
Od dziwnego zajścia przed domem minęło sześć dni, a tajemniczy psychopata w ogóle się nie odzywał. Żadnych telefonów, wiadomości czy niespodziewanych spotkań. Może dał sobie już spokój? Tylko czy takie osoby jak on tak łatwo odpuszczają?
Miałam nadzieję,  że w najbliższym czasie nie zobaczę tego wkurzającego gościa. Z jednej strony się go bałam, bo zachowywał się jak agresywny dupek, który chciał wszystkich sobie podporządkować. Jeśli ktoś, w tym wypadku ja, mu się sprzeciwiał, wpadał w furię. Choć z drugiej strony wątpiłam w groźby chłopaka, bo nie wydawały mi się realne. Przecież on nie jest seryjnym zabójcą. W każdym razie nie mogłam sobie wyobrazić jego w tej roli.

W mojej głowie zaczęło pojawiać się wiele różnych, także najmroczniejszych scenariuszy. Nie mogłam skupić się na piosence, która leciała w słuchawkach. W czasie powrotu ze szkoły, zawsze odtwarzałam swoją ulubioną playlistę, a teraz nawet nie zwracałam uwagi na melodię, która do mnie docierała. Dlatego, by zagłuszyć zwariowane myśli, maksymalnie pogłośniłam piosenkę. W tym momencie liczyła się tylko muzyka, która raniła moje bębenki słuchowe. Zatraciłam się w niej tak, że nie zauważyłam, kiedy byłam prawie w domu. Cały czas szłam ze spuszczoną głową i wybijałam rytm kolejnych melodii. W końcu znalazłam się na drodze, gdzie kilka dni temu spotkałam motorzystę.

 Przeszłam kilka kroków, gdy usłyszałam ostry pisk opon - coś jakby deja vu. Następnie ktoś popchnął mnie do przodu z wielką  siłą. Upadłam na ziemię po drugiej stronie ulicy. Natomiast osoba, która to zrobiła, leżała na mnie. Słuchawki spadły z moich uszu, a z oddali rozpoznałam charakterystyczny warkot samochodu, który zaraz ustał. Moja głowa przygnieciona była do ziemi, więc niczego nie widziałam . Po chwili mój wybawca zszedł ze mnie, a ja mogłam się odwrócić. Zobaczyłam znajomego chłopaka oraz zdenerwowanego kierowcę, który szybko pojawił się obok.

- Nic się pani nie stało? – spytał mężczyzna około czterdziestki. Na jego głowie nie znalazłam ani jednego włosa, a niebieskie oczy bardzo się wyróżniały. Zauważyłam, że był tak samo przestraszony jak ja. Pewnie powinnam mu coś odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły w moim gardle. Byłam naprawdę zdezorientowana, więc tylko pokiwałam twierdząco głową. Czułam się jak w jakimś chorym śnie i czekałam na moment, gdy się obudzę. Wszystko wydawało się takie nierealne. 

Wiedziałam, że jestem wielką niezdarą, ale dotychczas ujawniało się to w stłuczonych kubkach i zgubionych kluczach. Natomiast obecna sytuacja była poważniejsza. Przez moją nierozwagę, a także i głupotę, prawie straciłam życie. Gdyby zdarzyło się to pierwszy raz, można by pomyśleć, że to czysty przypadek. Ale drugi?

-Nie kurwa, zupełnie nic! – słowa mojego wybawcy- nachalnego motorzysty wyrwały mnie z transu. Przez chwilę naprawdę zapomniałam, gdzie się znajduję.

- Prawie ją zabiłeś i jeszcze się pytasz?! – psychopata stanął między mną, a przerażonym kierowcą. Przypuszczałam, że szatyn nie ustąpi, więc musiałam zadziałać. Przecież całej sytuacji byłam winna ja.

- Ale ja nie chciałem… To ona… - próbował wytłumaczyć się mężczyzna. Naprawdę było mi go żal, bo w starciu z motorzystą, miał marne szanse.

- Naprawdę nic się nie stało – w końcu  się odezwałam, starając się załagodzić sytuację. Podeszłam bliżej kierowcy i lekko się uśmiechnęłam.

- To nie była pana wina. Proszę już lepiej iść – zwróciłam się ponownie do czterdziestolatka. Na szczęście nic nie mówiąc, posłuchał mnie. Odprowadziłam go wzrokiem do momentu, gdy czarny samochód zniknął za zakrętem. W duchu przygotowywałam się na najgorsze. Nie miałam pojęcia, jak na zaistniałą sytuację zareaguje motorzysta, po którym można się spodziewać wszystkiego. 

- Co ty robisz?! Dlaczego pozwoliłaś mu odjechać? – chłopak odwrócił mnie w swoją stronę. Z jego oczu mogłam wyczytać, że był naprawdę wkurzony.

- Bo to moja wina, nie jego – odpowiedziałam w miarę spokojnie, choć w głębi drżałam ze strachu. 

- Masz rację! W końcu to ty jesteś pieprzoną idiotką! Mogłabyś podnieść swoją szanowną główkę i rozejrzeć się, czy akurat coś nie jedzie. Zapamiętaj, że droga nie należy tylko do ciebie! – zaatakował mnie słowami, a ja, chyba po raz pierwszy, przyjęłam je z pokorą. 

Chłopak miał rację, bo gdybym uważała, wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie zamierzałam się z nim nawet kłócić, gdyż to dzięki niemu byłam cała i zdrowa. Nie wiem, czy uszłabym z życiem, gdyby nie tajemniczy szatyn. Ratując prawie obcą sobie dziewczynę, musiał wykazać się wielką odwagą. 

- Czemu milczysz, do cholery?! – warknął, sprowadzając mnie ponownie do rzeczywistości. Przestraszona spojrzałam w jego gniewne oczy. Przez chwilę spostrzegłam w nich przebłysk jakby współczucia, lecz zaraz zamienił się on w coś gorszego – złość. 

- Przepraszam – powiedziałam cicho i natychmiast spuściłam głowę, by przyglądać się swoim butom. Cała pewność siebie, która pojawiła się przy spotkaniach z motorzystą, zniknęła. Doznałam szoku, bo nie spodziewałam się, że agresywny psychopata jest zdolny do okazywania pomocy drugiej osobie.

- Co? – spytał zdezorientowany. - Chcesz wywołać u mnie wyrzuty sumienia? Aż tak głupi to nie jestem! – prychnął, przyprawiając moje ciało o dreszcze. Nie miałam na tyle odwagi, by podnieść wzrok. 

- Ja… naprawdę przepraszam – powtórzyłam trochę głośniej, jednak nie za bardzo pewnie. W odpowiedzi usłyszałam śmiech chłopaka, który spowodował, że w końcu na niego spojrzałam. 

- Liczyłem bardziej na jakieś dziękuję – oznajmi, nadal rozbawiony obecną sytuacją. 

Moja cierpliwość dobiegła końca. Wiem, że powinnam być wdzięczna chłopakowi za ratunek, ale wszystko ma swoje granice, a on je przekroczył. Czy chciałam znowu się z nim kłócić? Nie. Nawet nie miałam na to siły. Jednak jeśli otoczenie nie daje innego wyjścia, musisz się przystosować. Właśnie tak było w tym wypadku. Nie zamierzałam stać bezczynnie i tylko przyjmować ciosy. Motorzysta uważał, że wszystko mu wolno, więc koniecznością było włączenie zachowania obojętnej suki. Nie lubiłam tego robić, ale szatyn nie dał mi wyboru.

- Dziękuję! Zadowolony? – podniosłam głos, myśląc, że może to poskutkuje. Tymczasem moje słowa podziałały na chłopaka w drugą stronę, gdyż jeszcze szerzej się uśmiechnął. 

- Powiem ci, że tak, ale byłbym szczęśliwszy, gdybyś w ramach rekompensaty poszła ze mną na randkę – na jego twarzy pojawiła się mała oznaka triumfu. Czy on kiedykolwiek przestanie być takim aroganckim dupkiem?

- Chyba śnisz – odpowiedziałam cynicznie. Motorzysta dobrze wiedział, że go nie znosiłam, więc by zrobić mi na przekór, wymyślił to głupie spotkanie. Nie zamierzałam mu ulec po tym, jak się wobec mnie zachowywał. Zresztą nie znałam go ani nic o nim nie wiedziałam.

- Księżniczka zaczyna gwiazdorzyć? – spytał, a przy tym cwaniacko się uśmiechnął. Właśnie to sprawiało, że miałam ogromną ochotę mu przywalić.

- Przestań mnie tak nazywać! – wkurzyłam się, bo chłopak zawsze się ze mną drażnił. Powinnam nie zwracać na to uwagi, lecz ignorowanie ciętych uwag czy przezwisk było bardzo trudne.

- Będę tak robił, dopóki się nie zgodzisz, księżniczko – zaakcentował mocniej ostatnie słowo. Po raz kolejny udało mu się wyprowadzić mnie z równowagi, co potrafi tylko niewiele osób. ‘Nie okazuj zdenerwowania, bo to może cię zgubić’ – podpowiadał mój mózg.

- Możesz sobie pomarzyć, kochasiu – tym razem to ja się zaśmiałam. Szatyn natychmiast zamilkł, a w jego oczach zaobserwowałam ponowną zmianę nastroju - powrócił ten mniej przyjazny, a wręcz agresywny psychopata. 

- Przesadziłaś, nazywając mnie jakimś pieprzonym kochasiem! Przewróciło ci się w główce?! – wykrzyknął nagle, co spowodowało, że aż się wzdrygnęłam. Dlaczego nadal dziwiły mnie te jego niespodziewane wybuchy złości? W końcu powinnam już do tego przywyknąć.  W towarzystwie motorzysty, normalna rozmowa, w każdej chwili mogła obrócić się o  180 stopni.

- Raczej tobie – odgryzłam się, nie dając tak łatwo za wygraną.

- Znowu zaczynasz mnie wkurwiać!

- Przepraszam, jaśnie pana – powiedziałam ironicznie, kłaniając się mu. Nie zważając na konsekwencje, chciałam jak najbardziej dogryźć chłopakowi. Byłam pewna, że nie ujdzie mi to na sucho, ale w tamtym momencie o tym nie myślałam. Pragnęłam, aby chociaż raz poczuł się jak ja, gdy atakuje mnie swoimi słowami. 

- Posunęłaś się za daleko – oznajmił nawet łagodnie, ale wiedziałam, że zaraz wybuchnie. Chwilę później właśnie tak się stało. Szatyn przyparł mnie do najbliższego drzewa i przygwoździł rękami moje ramiona. Próbowałam się wyrwać, lecz jego ręce były jak z żelaza.

- Ja ratuję twoją świętą dupę, a ty tak się odpłacasz?! – kontynuował, a  ja obmyślałam plan ucieczki. Miałam do wykorzystania kilka opcji, a jedną z nich było zwrócenie na siebie uwagi innych. Szybko jednak z tego zrezygnowałam, bo nie chciałam, by zbiegli się tu wszyscy sąsiedzi. Byłam pewna, że motorzysta wymyśliłby jakąś wymówkę i oczarował ich swoim uśmiechem, a mnie uznaliby za wariatkę. Ale szczerze dziwiłam się, że nasza ostra wymiana zdań, nie wywoła furory. 

- Nie prosiłam cię o pomoc – odparłam obojętnie, jakby niedawne zajście nie zrobiło na mnie wrażenia. Musiałam jednak udawać, by stworzyć pozory twardej, silnej dziewczyny, która potrafi poradzić sobie ze wszystkim. 

- Nie mów mi, że wolałabyś umrzeć – psychopata zacieśnił swoje ręce na moim ciele. 

- Wiedząc, że ty będziesz moim wybawcą, tak – prychnęła, aby umocnić moje słowa.
Czy właśnie tak myślałam? Na pewno nie, ale działałam pod wpływem niekontrolowanego impulsu. Nigdy nie chciałabym umrzeć przez taką głupotę. Pragnęłam żyć jak najdłużej, założyć rodzinę i mieć gromadkę dzieci.

- Jeśli bardzo chcesz zginąć, to mogę ci to zafundować za darmo! – wkurzył się motorzysta. Jego słowa brzmiały bardzo wiarygodnie, więc trochę się wystraszyłam. Nigdy nie wiedziałam, czego powinnam się po nim spodziewać. Zupełnie jakby był tykającą bombą, która w każdej chwili może eksplodować.

- Myślisz, że wszystko ci wolno, ale wyobraź sobie, że mam gdzieś twoje groźby – skłamałam, mając nadzieję, że chłopak tego nie zauważył. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji, więc sama nie wiedziałam, co o tym sądzić. 

- Jeszcze zobaczymy – rzekł, puszczając moje ramiona. Następnie odwrócił się na pięcie i po prostu odszedł. 

Kiedy jemu coś nie pasuje, olewa to albo  lekceważy, czego nigdy nie mogę zrobić ja. Gdy nie ma ochoty dalej ciągnąć rozmowy, kończy ją, ignorując przy tym innych. 

On jest panem, którego zachcianki muszą być zawsze spełniane, a inni tylko cichymi myszkami, które powinny robić to, co rozkaże. 


Ja nie zamierzam siedzieć cicho i mu ulegać.

Będę walczyć i zmienię to.


~*~
- Przyjdę po ciebie za godzinę – oznajmiła Julie i zakończyła połączenie. 

Rzuciłam telefon na łóżko i usiadłam na jego skraju. Westchnęłam, bo dałam się namówić na kolejne wyjście. Tym razem jednak na imprezę. 
Nie chodziło o to, że nie lubiłam bawić się czy tańczyć. Po prostu od czasu zerwania ze Scottem nie chodziłam do żadnych klubów, gdyż przypuszczałam, że będzie tam też były chłopak wraz ze swoją nową dziewczyną. On wręcz uwielbiał imprezy, więc często można było go na nich znaleźć. Takie unikanie Scotta trwało trzy miesiące, aż do dzisiaj. Wszystko dzięki Jul i jej szalonym pomysłom. W końcu gdyby nie ona, nadal siedziałabym sama w domu i wypłakiwała się w poduszkę. To właśnie szatynka pomogła mi się podnieść po zdradzie najbliższych mi osób. Jest dla mnie jak siostra.

Drugim powodem, dla którego wolałam dzisiaj zostać w domu był fakt, że kilka godzin temu prawie zginęłam i zaliczyłam kolejną kłótnię z psychicznym motorzystą. Obecnie nadal pamiętałam każdy szczegół z tego wydarzenia, a  kolejne obrazy pojawiały mi się przed oczami. Miałam już dość stresu, więc to może dobrze, że zgodziłam się na propozycję Julie. 

Ocknęłam się, kiedy zegar ścienny zaczął wybijać godzinę dwudziestą, co przypomniało mi, że muszę wyszykować się na imprezę. Chciałam pokazać Scottowi, że nawet bez niego – umięśnionego pakera przy boku, potrafię wyglądać dobrze, a nawet lepiej. By zrealizować swój plan, ubrałam małą czarną i wysokie koturny w kolorze sukienki. Następnie zrobiłam trochę mocniejszy niż zazwyczaj makijaż i rozpuściłam włosy. Wyciągnęłam też czarną skórzana kurtkę i zeszłam na parter, by tam móc zaczekać na Julie. 

Weszłam do salonu i usiadłam na sofie obok śpiącej Linsey, która zasnęła podczas oglądania bajek. By nie marzła, przykryłam ją jej kocykiem w króliczki i wyłączyłam telewizor. Gdy to zrobiłam, z kuchni wychyliła się mama, zaskoczona moją obecnością i strojem, który miałam na sobie.

- Gdzie ty się wybierasz? – zapytała, lustrując mnie o góry do dołu. Ona zawsze była nadopiekuńcza i często przesadzała. Na szczęście, te wszystkie kontrole skończyły się w dniu moich osiemnastych urodzin. Mama dała mi więcej wolności i nie sprawdzała, gdzie aktualnie się znajduję. Może w końcu uznała, że jestem na tyle dorosła i odpowiedzialna, żeby o siebie zadbać?

- Julie wyciąga mnie do klubu – odpowiedziałam, patrząc na zatroskaną rodzicielkę.

- Tylko uważajcie na siebie.

- Jasne, że będziemy – zapewniłam mamę, by zbytnio się nie martwiła. 
Widząc jej niepewną minę, chciałam jeszcze potwierdzić moje słowa, lecz przeszkodził mi w tym dźwięk otwieranych drzwi. Ruszyłam do przedpokoju, by powitać przyjaciółkę. Wyglądała naprawdę pięknie. Jej brązowe włosy kontrastowały z jasną sukienką, a włosy spięte w koczek dodawały uroku. Po chwili wzajemnego wpatrywania się w siebie, wyszłyśmy na zewnątrz, oczywiście wcześniej żegnając się z moją rodzicielką. Poczekałyśmy na odpowiedni autobus, po czym do niego wsiadłyśmy.

- Julie muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, kiedy byłyśmy prawie na miejscu.
 Zamierzałam opowiedzieć jej o dziwnych zajściach z motorzystą, bo może w jakiś sposób pomogłaby mi się z tym uporać. Ufałam przyjaciółce bezgranicznie i wiedziałam, że potrafi obiektywnie ocenić sytuację, czego mi było trzeba. Niestety nie zdążyłam tego zrobić, bo stanęłyśmy przed jednym z najlepszych klubów w Detroit. Już przed wejściem panował wielki harmider, a co dopiero w środku. 

- A może to zaczekać do jutra? – zapytała szatynka, gdy stanęłyśmy w kolejce, by dostać się do środka. 

- Pewnie – starałam się przekrzyczeć ludzi i muzykę, która wydostawała się z klubu. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że dobrze będzie porozmawiać na spokojnie, a nie wśród krzyczących tłumów.

Pół godziny później znajdowałyśmy się już wewnątrz. Od samego początku towarzyszyła nam ciemność. Tylko niektóre lampki przy barze i stolikach oświetlały pomieszczenie. Z głośników leciała głośna muzyka, a masa ludzi na parkiecie podrygiwała w jej rytm, próbując pochwalić się swoimi umiejętnościami tanecznymi. Jak to w dawnych zwyczajach, próbowałyśmy przepchać się z Julie do baru. Trzymałam się blisko przyjaciółki, nie zważając na ludzi, którzy się o mnie ocierali. W końcu dotarłyśmy na miejsce i usiadłyśmy na wolnych krzesłach.

- Co podać? – spytał młody barman, uśmiechając się w moją stronę. Miał może z dwadzieścia lat i kręcone, brązowe włosy, rozproszone w różnych kierunkach. Był naprawdę przystojny, a obcisła koszulka ukazywała  niemałe mięśnie. Zatopiłam się w jego czekoladowych oczach i chwilę musiało zająć, zanim się ocknęłam.

- Dwa razy Mojito – zamówiłam, dobrze znając gust Jul. Chłopak skinął głową i odszedł przygotować nasze drinki, a przyjaciółka szturchnęła moje ramie, co spowodowało, że na nią spojrzałam.

- Hmm... niezły jest- stwierdziła Julie, puszczając do mnie oko. Robiła tak, gdy uważała, że jakiś chłopak mnie podrywał. - Zapatrzył się na ciebie. Nie zmarnuj takiej szansy- poradziła, uśmiechając się i dając znak, bym do niego zagadała. Ja jednak nie byłam aż taka pewna siebie. Wmawiałam sobie, że szatyn traktuje mnie jak zapewne wszystkich klientów. W końcu niczym się od innych nie wyróżniałam.

 - Nie dam rady- szepnęłam do przyjaciółki. Już dawno z nikim nie flirtowałam i zapomniałam, jak to się robi. Cały czas żyłam dawnym związkiem ze Scottem, więc nie uganiałam się za innymi chłopakami. Nie było mi to potrzebne. W tej chwili poczułam, że chciałabym to zmienić, chociaż nie za bardzo wiedziałam jak.

- Po prostu uwierz w siebie – powiedziała, kiedy szatyn zbliżał się do nas z napojami. 

- Mojito dla pięknych pań – chłopak postawił przed nami drinki i posłał mi olśniewający uśmiech, który odwzajemniłam. Zatrzymał się obok nas chwilę, więc zamierzałam wykorzystać okazję.

- Dziękuję, przystojniaku – palnęłam bez zastanowienia i dopiero po wypowiedzeniu tych dwóch słów, uzmysłowiłam sobie jaka to głupota. Gdybym mogła, najchętniej zapadłabym się pod ziemię. ‘Przystojniaku? Serio? Nie mogłam wymyślić czegoś lepszego?’ – karciłam się w myślach, ale wiedziałam, że tego już nie da się odwrócić. 
Oderwałam w końcu wzrok od mojego Mojito i niepewnie spojrzałam na chłopaka. Sądziłam, że ucieknie, czy dziwnie się na mnie spojrzy, a on tylko stał i śmiał się, ale tak przyjaźnie. Niewiele myśląc, zrobiłam to samo. 

- Jestem Brad – pierwszy odezwał się szatyn, za co byłam mu wdzięczna. W tym momencie zapomniałam, jak rozmawia się z ludźmi, więc chłopak był moim wybawicielem.

- Amelia – ledwo co wydusiłam z siebie to jedno słowo.

- Miło mi cię poznać – dodał, przeczesując ręką swoje zwariowane włosy, co wyglądało naprawdę uroczo. Uśmiech nie schodził z mojej ani jego twarzy. Moglibyśmy tak trwać jeszcze przez długi moment, lecz Brad musiał obsłużyć innych klientów, więc chwilę później zniknął mi z oczu. Miałam nadzieję, że uda nam się ponownie porozmawiać podczas tego wieczoru.

Aby nie siedzieć cały czas przy barze, dokończyłyśmy z Julie drinki i ruszyłyśmy na parkiet. Choć nie miałyśmy zbyt dużo miejsca, świetnie się bawiłyśmy. Przetańczyłyśmy może z dziesięć, bardzo długich piosenek, gdy opadłam z sił. Oznajmiłam przyjaciółce, która całkiem dobrze się trzymała, że idę po wodę i ruszyłam do znanego mi miejsca. 

Schodząc z parkietu, potknęłam się i wpadłam na jakiegoś chłopaka. Moje szczęście naprawdę mnie zaskakiwało.

- Przepraszam – powiedziałam od razu i prostując się, spojrzałam na moją "ofiarę". Zesztywniałam, bo okazał się być nią mój były chłopak, którego tak unikałam. Patrzyłam właśnie w oczy osobie, która zniszczyła mnie od środka i zrujnowała kilka ostatnich miesięcy mojego życia. Wybaczyć? W tej sytuacji tak po prostu nie da się tego zrobić. 
Więc czy to czas w końcu przeciwstawić się bolesnej przeszłości?

 ______________________
W końcu, w końcu, w końcu jeeest! 
Mimo tylu przygód z tym rozdziałem, nareszcie się pojawił! :)
Godzina 23:45, jutro sprawdzian z historii, a ja siedzę nad rozdziałem :3 Nieźle, nie?
Ze względu na to, że długo nic nie dodawałam, część jest trochę obszerniejsza, co nie znaczy, że lepsza :D Choć muszę przyznać, że starałam się ją rozpisać poprzez dodanie wielu opisów :)
Dziękuję za pomocne opinię i cudowne komentarze pod ostatnim rozdziałem ♥ Jesteście boscy!
Myślę, że to powtórzycie i dacie mi jeszcze większą motywację do pisania i poprawiania swoich drobnych i większych błędów :)

Mam też do was prośbę... 
Wiem, że to dopiero drugi rozdział , a ja już żebrzę ;D
Mój braciszek cioteczny Piotruś startuje w konkursie i chciałabym was prosić, żebyście w wolnym czasie oddali na niego swój (bezpłatny) głos : http://plebiscyty.echodnia.eu/plebiscyt/karta/piotr-szaruga,25141,1344999,t,id,kid.html?cookie=1#glosuj
 jeden dzień = jeden głos

Bardzo wam za wszystko dziękuję! ♥
PS.: W zakładce bohaterowie pojawiła się nowa postać - Brad
Jest też dodana zakładka informowani :) Pewnie wiecie, o co w niej chodzi