- Gdzie masz jakąś apteczkę? - zapytał chłopak, podnosząc się do góry. Następnie wsadził ręce do kieszeni, wyczekując mojej
odpowiedzi. Zanim wypowiedziałam jakiekolwiek słowo,
potrzebowałam chwili, by uporządkować myśli. Kilka sekund wystarczyło na
wyciszenie strachu i zastanowieniu się nad położeniem rzeczy, która
była mi w tej chwili najbardziej potrzebna. Nie zamierzałam dokładać
jeszcze więcej nieszczęść do dzisiejszego dnia, jak na przykład:
zakażenie w mojej ranie czy zbytnia utrata krwi. Poza tym moje ramię
bolało jak cholera. Dlatego pośpieszne prześledziłam w głowie wszystkie
zakątki domu i w końcu znalazłam zgubę.
- Jest w łazience na piętrze, szafka obok lustra- oznajmiłam, coraz
bardziej odczuwając rozcięcie na ciele. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi
się coś podobnego, więc nie wiedziałam, jak się zachować. Na szczęście
lekcje pierwszej pomocy nie poszły na marne. Jedynym moim celem było
teraz zatamowanie krwawienia. Aby zmniejszyć ból, przycisnęłam do rany
zdrową rękę. Oczywiście nie było to tak bezbolesne, jak się wydawało.
Kolejny grymas wykrzywił moją twarz, tym samym sprawiając, że
motocyklista chwilę później zniknął mi sprzed oczu.
- Zaraz wracam. Jeśli będzie ci bardzo słabo, zawołaj mnie i przybiegnę
tak szybko, jak będę mógł- zapewnił mnie, zanim ruszył, by przynieść
apteczkę. Słyszałam tylko jego kroki, kiedy pokonywał drewniane schody.
Nadal zaciskając rękę na ramieniu, wpatrywałam się w ścianę naprzeciwko.
Zawiesiłam wzrok na zegarze, którego wskazówki za niedługo miały
ustawić się na godzinę pierwszą. Charakterystyczny dźwięk tykania
roznosił się po całym pokoju. Skupiając się wyłącznie na tym i licząc
sekundy w myślach, mogłam choć trochę się uspokoić.
W dzieciństwie robiłam podobnie, choć dotyczyło to zupełnie innej
czynności. Gdy razem z mamą wkładałyśmy ciasteczka do piekarnia, ja
odliczałam czas do ich wyjęcia. Nigdy nie wytrzymywałam do końca i
męczyłam moją rodzicielkę pytaniami, czy długo jeszcze. Ona uśmiechała
się i odpowiadała "niedługo słoneczko". Kiedy wreszcie przysmak był
gotowy, mając specjalny przywilej, zawsze pierwsza go próbowałam, by
powiedzieć rodzicom, czy aby na pewno był dobry. Uwielbiałam piec i
gotować z mamą. Byłam wtedy tylko ja i ona, bo Linsey jeszcze nie
przyszła na świat, a tata przygotowywał dla nas kolejną ciekawą zabawę.
Po prostu nie chciał nam przeszkadzać, gdyż uważał, że jego umiejętności
kulinarne są na poziomie zerowym. Oczywiście to nie była prawda, bo
czasami przyłapywałam go na przygotowywaniu obiadu czy kolacji, która
smakowała wyśmienicie. Razem z rodzicami spędzaliśmy wspólnie dużo
popołudni, co bardzo mnie cieszyło. A jakie dziecko nie byłoby
szczęśliwe? Nawet kiedy urodziła się Lins, nic się nie zmieniło, chociaż
zdarzało się to trochę rzadziej, ponieważ trzeba było zajmować się
małą. Ta słodka dziewczynka sprawiła, że wszyscy staliśmy się bardziej
zgraną rodziną. Każdy chciał mieć swój dyżur przy dziecku, więc często
się wymienialiśmy. Nawet ja, mając 12 lat opiekowałam się
młodszą siostrzyczką. Lubiłam do niej mówić i śpiewać podczas, gdy ona
odpowiadała mi w niezrozumiałym języku.
- Amelia jesteś tu? - głos motocyklisty wyrwał mnie z zadumy. Ocknęłam
się i spojrzałam na jego zdziwione oczy. Stał przede mną z potrzebną
zawartością apteczki i lustrował wzrokiem moją osobę. Przed chwilą
musiałam wyglądać naprawdę przerażająco. Moje ciało spoczywało na
kanapie w salonie, a duch krążył po innym świecie. Wspomnienia
całkowicie mnie wessały, co nie było takie normalne. Stracenie kontaktu z
rzeczywistością nie zdarzało się od tak. Nawet nie zwróciłam uwagi na
powrót chłopaka. Przecież musiałam coś słyszeć. Musiałam.
- Bałem się, że już całkiem odpłynęłaś- powiedział troskliwie, siadając
obok mnie na sofie. Rozłożył na stoliku bandaże, gazy i postawił
szklankę wody razem z tabletkami przeciwbólowymi, które od razu mi
podał. Wyjęłam dwie z opakowania i połknęłam je, popijając cieczą. Teraz
tylko należało poczekać około trzydziestu minut, aby zaczęły dawać
efekty. W tym czasie szatyn zajął się moim ramieniem.
- Musimy ściągnąć twoja koszulę, żebym mógł dostać się do rany- chłopak
spojrzał na mnie, szukając jakiegokolwiek pozwolenia. Nieśmiało skinęłam
głową i odsunęłam zdrową rękę, przestając uciskać napływającą krew. W
końcu zdrowie było w tym momencie najważniejsze. Nie mogąc poradzić
sobie z rozpinaniem guzików, motocyklista przybliżył się jeszcze
bardziej i pomógł mi w tym. Robił to tak delikatnie, jakby nie chciał,
abym odczuwała nawet najmniejszy ból. Cały czas patrząc mi w oczy,
obserwował moją reakcję na jego ruchy. Następnie powoli wyciągnął z
materiału moje ręce i rzucił go na podłogę. Pozostałam jedynie w
zwiewnej, lekko za małej bluzce na ramiączkach, co trochę, a nawet
bardzo mnie krępowało. Jednak jakie miałam wyjście? Zawsze mogło być
gorzej.
Szatyn był jedyną osobą, która mogła mi pomóc. W pewnym sensie
go potrzebowałam. Gdy odnalazł moją ranę, na jego twarzy wymalował się
szok. Było aż tak źle? Nie mogąc już dłużej się powstrzymać, zerknęłam
na moje bolące ramię. Myliłam się, myśląc, że to tylko drobne
draśnięcie.
Nagle przed oczami pojawiły się mroczki, a potem już wyłącznie ciemność.
Moje ciało stało się bezwładne i nie mogłam nic na to poradzić.
Zemdlałam.
~*~
Powoli uniosłam do góry powieki i zamrugałam kilka razy, by przyzwyczaić
się do półmroku panującego wokół. Chwilę zajęło mi określenie własnego
położenia. Okazało się, iż znajdowałam się na łóżku w moim pokoju, a
dalej na fotelu siedział motocyklista i obserwował otoczenie za oknem.
Kiedy odrobinę się poruszyłam, bo było mi niewygodnie, chłopak od razu
podszedł i położył swoją rękę na moim czole. Jego dłoń miała o wiele
niższą temperaturę ode mnie, więc dotyk sprawił mi przyjemność.
- Jak się czujesz? - spytał, cały czas utrzymując ze mną kontakt
wzrokowy. Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc za bardzo, co się działo.
Myślałam, że po tym jak straciłam przytomność, szatyn zostawi mnie i
ucieknie. Bo co go obchodziło moje życie? Przecież starał się pomóc, ale
nie wyszło. Mógł odejść i powiedzieć, że zrobił wszystko,co w jego
mocy, ale to nie pomogło. W końcu na pewno kłamał już wiele razy.
Wyglądał na takiego, który nie przejmuje się losem drugiego człowieka.
Dlatego jego wcześniejsze zachowanie mnie zaskoczyło, a teraz to
kompletnie wytrąciło z równowagi. Wydawało mi się, że nasze stosunki
osiągnęły poziom największej możliwej wrogości, a teraz po raz kolejny
motocyklista nie pozwolił, by stało mi się coś złego. Opiekował się i
czuwał nade mną jakbym była jego młodszą siostrą, oczkiem w głowie.
Naszła mnie wielka ochota, żeby go lepiej poznać, bo może to oblicze,
którego się tak bałam to tylko jedna z jego wielu masek. Byłam ciekawa,
co kryło się za tym mocnym murem obojętności i wrogości do ludzi. Miałam
nadzieję, że dzisiaj poznam go od tej drugiej, lepszej strony.
- By...wało lepiej - ledwo wypowiedziałam dwa słowa, gdyż bardzo zaschło
mi w gardle. Szatyn czytając mi w myślach, sięgnął po szklankę z wodą,
którą musiał wcześniej postawić na szafce nocnej i przysunął ją w moją
stronę. Sięgnęłam po bezbarwną ciecz i momentalnie syknęłam z bólu, gdyż
zapomniałam o ranie na ramieniu. Czułam się jakby w to miejsce ktoś
przyłożył mi rozżarzone węgielki. Na szczęście kiedy wróciłam do
poprzedniej pozycji, ogień wokół rozcięcia się zmniejszył.
- Nie wykonuj gwałtownych ruchów. Pomogę ci- zaoferował, a raczej
stwierdził chłopak, chwytając za naczynie i przysuwając je do moich ust.
Zdrową ręką przejęłam szklankę i przechyliłam ją, by w końcu ugasić
pragnienie. Już wszystko było dobrze. Następnie o wspólnych siłach
odłożyliśmy naczynie na miejsce. Motocyklista przysunął fotel obok łóżka
i ponownie w nim zasiadł. W tym momencie miałam chwilę, by zerknąć na
moją ranę, która teraz była profesjonalnie zabandażowana. Nie
wiedziałam, że szatyn potrafił coś takiego zrobić i się na tym znał. Z
ubrań nadal miałam na sobie tylko cieniutką bluzeczkę i czarne rurki,
dlatego poprawiłam koc i podciągnęłam go pod samą szyję. Chociaż lato
nie szczędziło słońca, w nocy nie było zbyt ciepło. Poza tym
przechodziły mnie małe dreszcze najprawdopodobniej z powodu zemdlenia
lub emocji, które nadal gdzieś we mnie siedziały.
- Zimno ci? - na pytanie chłopaka zaprzeczyłam ruchem głowy. Kłamałam.
Po prostu nie chciałam sprawiać mu dodatkowego kłopotu, bo i tak dużo
dla mnie zrobił. Nie chciałam zachowywać się jak księżniczka, która
wszystkich wykorzystuje. Nie chciałam... A może bałam się, że zmiana i
pomoc motocyklisty była tylko chwilowa, a ja nie zamierzałam jej
nadwyrężać? Jednak szatyn nie wierząc w moje słowa, wyszedł na chwilę z
pokoju i wrócił z drugim, trochę grubszym okryciem z sofy w salonie na
dole. Gdy podszedł bliżej, rozłożył go i szczelnie mnie okrył. Potem
opadł na przygotowane przez siebie miejsce obok.
- Opowiesz mi o dzisiejszym zajściu? - zapytał, wpatrując się we mnie
tymi głębokimi brązowymi oczami, od których nie mogłam się oderwać.
Widziałam w nich oparcie i dziwnym trafem czułam się bezpieczniej, gdy
chłopak był w pobliżu.Dlaczego? Sama nie potrafiłam tego określić.
Przecież powinnam się go bać, skoro tak mnie przerażał, powinnam już
planować ucieczkę, jednak tego nie robiłam.
Po prostu rozmyślałam nad tym, jak mogłabym ominąć delikatny dla mnie
temat wczorajszego gwa... do którego prawie doszło (jeszcze nie
mogłam tak tego nazwać.... nie umiałam). Była pierwsza w nocy, więc
moim ostatnim marzeniem był powrót do wspomnień sprzed kilku godzin.
Ponadto nie zamierzałam zwierzać się chłopakowi, którego w ogóle nie
znałam. Chciałam po prostu, żeby powiedział mi swoje imię i oświadczył,
że nie miał nic wspólnego z wydarzeniami z ostatnich dni. Przecież nie
byłam pewna, na czym stałam. A jeśli jednak maczał w tym palce?
Osądzanie go może nie było do końca sprawiedliwe i mądre, ale teraz
naprawdę musiałam uważać, komu ufałam. Ostatnie sytuacje pokazały, że na
każdym kroku czyhało niebezpieczeństwo, a każda, nawet najmniej
podejrzana osoba, zaliczyła się do potencjalnych morderców. Jeśli nie
miał nic do ukrycia, powinien szczerze ze mną porozmawiać, prawda?
Należało mi się to.
- A dla... dlaczego nie p...powiesz czegoś... czegoś o sobie? -moja
odwaga nagle zmniejszyła się do minimalnych rozmiarów. Od jakiegoś czasu
gdy zabierałam głos w pobliżu motocyklisty, on niespodziewanie się
łamał. Chociaż raz mogłam nie okazywać strachu. Chociaż raz mogłam być
silna. Czy to naprawdę dużo? Wydawało mi się, że teraz byłam jeszcze
większym tchórzem niż wcześniej. 'Amelia nie załamuj się. Będzie dobrze'
- powtarzałam w myślach, chcąc, aby okazało się to prawdą. Zresztą
chyba już gorzej być nie mogło.
- A jeszcze niczego nie mówiłem? - zapytał, a ja zaprzeczyłam ruchem
głowy. Czułam, że zaraz wszystkiego się dowiem. W końcu nadszedł ten
czas. Miałam nadzieję, że szatyn będzie ze mną szczery. Niemożliwe
kiedyś staje się możliwe.
- O mnie? Niech będzie. Mam na imię Daniel. Skończyłem już szkołę i
obecnie pomagam w warsztacie samochodowym. W wolnych chwilach lubię
obserwować pewną piękną dziewczynę i ratować ją, kiedy znowu zrobi coś
głupiego- odpowiedział na moje pytanie i zaśmiał się na końcu. Był to
chyba pierwszy raz, gdy to zrobił. Jego cudowny śmiech sprawił, że mój
nastrój trochę się poprawił. Nie mogłam dłużej się powstrzymywać, więc
po chwili do niego dołączyłam. Śmialiśmy się dobre pięć minut, a kiedy
jedno przestawało, drugie go rozśmieszało. To było najlepsze pięć minut
dzisiejszego dnia. Najlepsze pięć minut spędzone kiedykolwiek z
chłopakiem. Jak dotąd nie wiedziałam, że może być on aż tak zabawny i
komiczny. Jego dziwne miny przewyższały wszystkie usłyszane dowcipy. W
końcu ktoś rozluźnił tą napiętą atmosferę i choć na moment mogłam
zapomnieć o moich problemach, które teraz powoli powracały. Za wszelką
cenę próbowałam je od siebie oddalić, kontynuując temat.
- Wydaje mi się, że ta dziewczyna jest ogromną niezdarą. Podobno kiedyś
podczas jazdy na rolkach, wpadła do stawiku sąsiadki. To był dopiero
niezły ubaw! - nie przestawałam chichotać.
Dokładnie pamiętałam tą
sytuację. Jechałam wtedy bardzo szybko, bo ścigałam się z Julie (wygraną
był deser lodowy) i w pewnej chwili straciłam panowanie nad jedną
rolką. Niestety znajdowałam się blisko małego zbiornika wodnego i
właśnie tam zakończyła się moja przygoda. Miałam szczęście, że pływało
tam tylko kilka ryb, które jakimś trafem przeżyły, tak jak ja. Skończyło
się na mokrych ubraniach i paru siniakach. Później Juls opowiedziała
wszystko mojej rodzince, która śmiała się z tego przy każdej okazji.
Przynajmniej byłam główną atrakcją naszych dużych rodzinnych spotkań.
- Ciekawe czy mogłaby powtórzyć tą sztuczkę specjalnie dla mnie?
- Myślę, że z jej umiejętnościami nawet bez tego znowu tam wyląduje-
nadal rozmawialiśmy o moim dziwnym wypadku.
Byłam ciekawa, kiedy takie
zdarzenie się powtórzy. Już dawno nie jeździłam na rolkach, więc
wiedziałam, że przy najbliższej okazji tak właśnie skończę. Współczułam
tylko mojej sąsiadce, której kwiatki nigdy nie wytrzymywały takiego
ciężaru. Biedna kobieta musiała je ostatnio wyrzucić. Oczywiście jej w
tym pomogłam i własnoręcznie zasadziłam nowe, ponieważ zżerały mnie
wyrzuty sumienia.
- Chciałbym to zobaczyć- wyznał, uśmiechając się promiennie.
Gdy teraz
na niego patrzyłam, musiałam przyznać, że był nawet przystojny.
Wcześniej nie dopuszczałam tego do siebie, bo większą uwagę przykładałam
na ciężki charakter szatyna i nasze ciągłe kłótnie. Z dołeczkami w
policzkach wyglądał o wiele przyjaźniej. Jego zła strona odeszła w
niepamięć, by ustąpić tej dobrej. Mimo tego, nadal nie wiedziałam, czy
motocyklista był zamieszany w pamiętliwą niebezpieczną grupę, którą
spotkałam wczoraj i w sklepie. Nie zamierzałam zadawać się z kimś, kto
udawał kogoś innego, ukrywając najważniejsze fakty swojego życia. Poza
tym nie zniosłabym kolejnych rozczarowań ze strony najbliższych. Mój
plecak życiowych doświadczeń był w tej kategorii już pełny.
- Daniel bo... bo ja mam jeszcze jedno pytanko do ciebie- zaczęłam
niewinnie i spokojnie, nie chcąc psuć miłej atmosfery. To musiało być
powiedziane delikatnie, bo chłopak mógłby znowu stać się taki, jak na
początku naszej znajomości, a to nie za bardzo mi się uśmiechało.
Kłótnia nie była najlepszym wyjściem w tej sytuacji. Oczywiście musiałam
uzyskać ważne dla mnie informacje, ale na pokojowej drodze.
-Tak? - popatrzył na mnie takim wzrokiem, jakby rozmyślał, o co mi
chodziło. Na pewno nie spodziewał się tego, co za chwilę usłyszał.
Zawahałam się trochę, gdyż właśnie przez to mogła wybuchnąć wielka
wojna. Jednak moja ciekawość zwyciężyła. Ona prawie zawsze była górą.
- Czy... czy masz coś w...wspólnego z...? - nie potrafiłam skończyć
pytania. Chciałam coś powiedzieć, ale z moich ust nie wychodziły żadne
słowa. Nie potrafiłam znaleźć sposobu na odzyskanie mowy. Na szczęście, a
może na nieszczęście, szatyn zrozumiał sens mojej wypowiedzi. Na
początku rozszerzył oczy ze zdziwienia i zamyślił się, jakby jeszcze raz
przetwarzał te słowa w głowie. Kiedy to do niego dotarło, w mgnieniu
oka poderwał się z fotela. Zwinął pięści, wbijając paznokcie do wewnętrznej strony dłoni, a jego szczęka mocno się zacisnęła.
To oznaczało tyko jedno: niepotrzebnie zaczynałam ten temat. Teraz będę żałować.
- Co?! Myślałaś o mnie w ten sposób?! Że jestem świrem,
który mógłby podnieść rękę na kobietę?! - warknął wściekły, wyładowując
swoją złość. Niestety na tym się nie skończyło. Skuliłam się na łóżku i
przyjęłam obronną pozycję. Było już tak dobrze- dogadywaliśmy się, ale
ja jak zwykle musiałam coś schrzanić. To chyba wrodzony talent.
- No tak! Pewnie przyszedłem dzisiaj do ciebie, żeby cię zabić i
poćwiartować! A może wolisz umrzeć od jednego strzału? To też da się
zrobić - prychnął, powodując gęsią skórkę na moim ciele.
Widziałam jak chłopak cały się trząsł ze złości. Przecież miał powód. Ale czy nie mógłby chociaż trochę się uspokoić?
- Jesteś taka naiwna! Ciekawe czy sama też sobie poradzisz! - krzyknął
po raz ostatni i wyszedł, z wielkim hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.
Echo tego dźwięku odbiło się od ścian mojego pokoju i zaraz ustało.
Kilka sekund później poderwałam się z łóżka, mając nadzieję, że moja
rana przestała już boleć. Niestety przeliczyłam się. Nic a nic nie
ustało. Lecz czy miałam jakieś wyjście? Przecież nie mogłam wypuścić
stąd szatyna. Nie mogłam zostać sama! Dlatego szybko ruszyłam, by
zatrzymać motocyklistę.
- Daniel! - zawołałam, ale nikt się nie odezwał. Może było za późno?
Kiedy zobaczyłam, że był prawie przy drzwiach wyjściowych, a na mój głos
w ogóle nie zareagował, biegiem rzuciłam się po schodach. Pokonywałam
je w tempie, w jakim nie biegałam na zawodach lekkoatletycznych. Nie
patrzyłam na swoje stopy, tylko trzymałam się barierki i chwiejnym
krokiem szłam do przodu. Zostały mi jeszcze trzy schodki, by znaleźć się
na samym dole. Postawiłam pierwszą nogę i od razu tego pożałowałam. Z
tak dużego przemęczenia kolano samo ugięło się pod moim ciężarem i
straciłam równowagę. Poleciałam do przodu, a jedyną rzeczą która
zdążyłam zrobić było ochronienie ręką swojego rozcięcia na ramieniu.
Natomiast drugą udało mi się choć trochę zamortyzować upadek. Dzięki
hałasowi który narobiłam, chłopak przystanął, ale nadal stał odwrócony
tyłem. Moje siły wyczerpały się do końca, więc nie mogłam nawet się
podnieść. Do oczu powoli zaczęły napływać mi łzy spowodowane nie
smutkiem czy żalem, ale bezsilnością.
- Proszę... nie... nie zostawiaj mnie- wyjąkałam zrozpaczona, próbując
unormować swój oddech. Zdesperowana szukałam pomysłu, by chłopak mnie
nie opuszczał. Cały czas patrzyłam na niego, mając malutką nadzieję, że
mnie posłucha. I wtedy w końcu spojrzał w moją stronę. Nasz wzrok się ze
sobą skrzyżował. Następnie nie za bardzo pewny swoich działań, podszedł
bliżej, uważnie stawiając każdy krok. Gdy usiadł obok, zastygł w
bezruchu, jakby bił się z własnymi myślami. Jednak chyba wygrała ta jego
dobra strona, bo następną rzeczą, jaką zrobił było wtulenie się w
zagłębie mojej szyi. Przylgnęłam do niego tak łapczywie, jak on do mnie.
Nie potrzebowaliśmy żadnej rozmowy, wystarczała cisza, która mówiła
więcej niż niejedno słowo.
_____________________________
Ołkeeej! Jak to się mówi na planie filmowym: MAMY TO! :D
Taaaak, rozdział po prawie dwóch miesiącach... Brawo ISIA! Postarałaś się, kobieto!
Dlatego przy tej część macie PEŁNE PRAWO do ochrzanienia mnie za taką przerwę itp., a ja przyjmę to na klatę ;P
JEŚLI JEDNAK rozdział tak wam się podoba, że zapomnieliście o moich winach (co jest niemożliwe) też możecie napisać COŚ miłego ♥
A w ogóle CO SĄDZICIE o relacjach Amelii i Daniela? Poprawiły się CZY pogorszyły? (ja sama tego nie wiem, ale CIII...)
Przy okazji jeżeli ktoś był przekonany, że w lato nie można zachorować, ja jestem czystym dowodem. Boję się, że zaraz jakieś eksperymentu będą na mnie przeprowadzać xD JA CHCE ŻYĆ!
Jeżeli interesuje was ogólnie, co tam u mnie słychać (ale kto by tego chciał? O_o #loool #żaaal ^_^) TO zostało mi jeszcze około dwóch sprawdzianów i z dwie prezentacje, żeby poprawić oceny I KONIEC PIERWSZEJ KLASY!! WAKACJE!!! WIĘCEJ ROZDZIAŁÓW! (nie kłam Isia! :D) LENIUCHOWANIE!! (to, co lubię)
To by było na tyle!
KOŃCZĘ SIĘ Z WAMI! (powiedzonko wymyślone przez moją przyjaciółkę)
CAŁUSKI! ♥♥
Ps.: Idę sprzątać w domciu :)
Aaa! I jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, wejdźcie do odpowiedniej zakładki lub dołączcie do grupy na fb: Opowiadanie "Przypadek czy przeznaczenie? (klik w link)