środa, 26 listopada 2014

Rozdział 1

Nie wiem co wszyscy we mnie widzą. Ciągle tylko słyszę: Amelia jesteś piękna, Amelia jesteś wspaniała, Amelia masz cudne zielone oczy, Amelia chce być taka jak ty i tak dalej. 
Ale ja jestem przecież zwykłą dziewiętnastolatką! Moja uroda, według mnie, też jest przeciętna. Bo co może być niezwykłego w dużych, oliwkowych oczach i falowanych, blond włosach albo wzroście 1,70 m przy 55 kilogramach wagi? No właśnie... 
Niektórzy bardzo przesadzają i to mnie denerwuje. Ale oczywiście są osoby, które tak mnie nie postrzegają i za to właśnie je kocham. 

Patrząc teraz na moją najlepszą przyjaciółkę Julie, w głębi dziękowałam jej za to. Dziewczyna była piękną, wysoką szatynką o równie ciemnych oczach.

- No to co? Idziemy dzisiaj do kina? - zaproponowała, siadając na moim łóżku. W każda sobotę przychodziła do mnie  i spędzałyśmy typowo babski wieczór. To było nasze oderwanie się od szarej rzeczywistości.

- Jasne. A na jaki film? - spytałam. Nie często udawałyśmy się do innych miejsc, bo wolałyśmy zostać w domu z kubkiem dobrego kakao. Ale oczywiście Jul miała czasem swoje zachcianki, a ja jako ta dobra przyjaciółka, słuchałam jej. Choć z drugiej strony wiedziałam, że ona nigdy nie ustąpi, a perspektywa zostania samej, wcale nie była lepsza.

- Może komedię romantyczną?

- Yym... Ja to bym wolała jakiś horror. - stwierdziłam. W końcu mały dreszczyk emocji nikomu jeszcze nie zaszkodził.

- Przecież wiesz, że się boję.

- Ale obiecuję, że po seansie odprowadzę cię pod sam dom - miałam nadzieję, że przyjaciółka się zgodzi.

Julie od dziecka panicznie bała się, kiedy coś wyskakiwało zza rogu czy straszyło w szafie. Natomiast ja byłam jej przeciwnością. Gdy wybierałam dla nas jakieś DVD, zawsze padało na horrory czy thrillery, więc dziewczyna rzadko pozwalała mi to robić. Wiedziałam, że szansę na to, że Jul akurat teraz zmieni zdanie na ten temat, jest znikoma, ale wolałam spróbować. W końcu to ona zawsze wyciągała mnie z domu, więc ja też chciałam coś z tego wynieść. 

- Niech będzie - westchnęła.

- Dziękuję - mocno ją przytuliłam. Naprawdę wiele razy namawiałam na to Julie, ale ona cały czas odmawiała. Dlatego dzisiaj byłam zadowolona, że w końcu się przełamała. Poczułam się trochę, jakbym dokonała cudu. Mogłam przyznać, że powiedzenie: 'Niemożliwe staje się możliwe' nie jest ściemą. Wystarczy tylko odpowiednie podejście do sytuacji.

- Musimy wyjść o siódmej, żebyśmy zdążyły na film- oznajmiła, patrząc na zegarek.

- Jasne, ale na razie mamy jeszcze dużo czasu. 

- Czy ktoś tu mówił o kinie? - wtrąciła się moja młodsza siostra Linsey, wychylając się ukradkiem zza drzwi. Po chwili przydreptała do nas. Miała zaledwie siedem lat, a już wiedziała, o co chodzi. Cała rodzina uważała, że, jak na swój wiek, jest bardzo mądra i bystra.

- Tak, ale przecież wiesz, że nie możesz z nami iść - wytłumaczyłam siostrze. Dużo osób twierdziło, że jesteśmy do siebie bardzo podobne, choć ja niczego takie nie widziałam. 

- Będę bardzo grzeczna - zrobiła maślane oczy. Stosowała taką taktykę na każdym. Jeśli czegoś chciała, po prostu uśmiechała się jak nigdy wcześniej i składała ręce jak aniołek.

- To nie jest film dla dzieci - odpowiedziałam jej delikatnie. - A poza tym, ty maluszku, będziesz wtedy już spała w swoim łóżeczku - wzięłam ją na kolana i bawiłam się jej włosami.

Lins (bo tak na nią mówimy) zrobiła smutną minkę, więc chciałam ją jakoś rozweselić. W końcu należy to do zadań siostry.

- Film zaczyna się za kilka godzin, dlatego możemy się z tobą pobawić - mojej siostrze od razu wrócił dobry humor. Chyba każde dziecko lubi, gdy osoby starsze poświęcają mu swoją uwagę, więc w tym przypadku nie mogło być inaczej.

- Super!- wykrzyknęła. - Chodźcie za mną! - dodała po chwili, ciągnąć Julie za rękę i prowadząc do swojego pokoju. Ja ruszyłam za nimi. Lubiłam zajmować się Linsey, ale czasami długie zabawy w chowanego, trochę mnie nużyły.

~*~
Czas szybko nam minął, a Lins zamęczyła nas na śmierć. Przez te kilka godzin nie odstępowała naszej dwójki na krok. Dobrze, że w końcu zasnęła i w spokoju mogłam poczekać na przyjaciółkę.

Kiedy usłyszałam oczekiwany dzwonek do drzwi, poszłam je otworzyć. Jednak w między czasie dał o sobie znać mój telefon. Zgarnęłam go po drodze i idąc, przeczytałam wiadomość od nieznanego numeru:

'Hej piękna! Masz ochotę na miły wieczór ze swoim księciem?' 

Z niedowierzaniem jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz. Wkurzyłam się, bo miałam już dość tego palanta. Dlaczego po prostu nie da mi spokoju?! Przeklęłam pod nosem i  wyłączyłam telefon.

Przed domem, jak się domyślałam, stała Julie.

- Idziemy? - zapytała.

- Jasne- odparłam, zakładając sweterek i wychodząc na zewnątrz. Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem nienormalna, zakładając go w maju, ale wiosenne wieczory czasem są naprawdę zimne. Poza tym ja jestem ciepłolubna.

~*~
Seans trwał dwie godziny. Podczas filmu przyjaciółka cały czas trzymała mnie za rękę, a czasem nawet zasłaniała sobie oczy. Oczywiście na mnie nie zrobił on tak wielkiego wrażenia, choć bardzo mi się podobał. Ta fabuła i akcja przemówiły do mnie.

- Następnym razem to ja wybieram film! - wykrzyknęła oskarżycielsko, kiedy byłyśmy już przed budynkiem. Od momentu wyszukania tego tytułu w repertuarze, przeczuwałam, że właśnie tak to się skończy.

- Nie ma sprawy - zaśmiałam się. W końcu nie często zdarza mi się oglądać Jul w takim stanie. Zazwyczaj to ona jest ta odważna.

- Czy tylko mi się wydaje, że zrobiło się ciemniej? - dodała przestraszona. Ciemność jest jedną z rzeczy, których dziewczyna boi się najbardziej.

- Przecież jest dziesiąta w nocy - westchnęłam. -Nie martw się, będziemy szły razem.

~*~
Kiedy upewniłam się, że Julie przekroczyła próg domu, ruszyłam w swoją stronę. Po drodze śmiałam się z przyjaciółki. Pewnie nie powinnam się z niej nabijać, ale nie mogłam się powstrzymać. Cały czas przed oczami miałam jej przerażoną twarz. 

Niespodziewanie, poczułam dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Na początku pomyślałam, że mam omamy. Jednak po chwili przeraziłam się, bo to uczucie nie ustępowało. Moje myśli krążyły wokół  najstraszniejszych scen w filmach. Najczęściej pojawiała się ta, kiedy dziewczyna idzie sama przez ciemne ulice miasta i zostaje zabita przez jakiegoś wariata z nożem!

Tajemnicza osoba, widząc moją reakcję odwróciła mnie twarzą do siebie. Byłam bardzo zdziwiona kogo ujrzałam.

- Aż tak się mnie boisz? - spytał chłopak od motoru. No jeszcze jego tu brakowało!

- Co ty tu robisz?! Czemu stoisz przed moim domem?!- wkurzona podniosłam głos. On sobie myśli, że będzie mnie tak nachodził? Nie ma mowy!

- Mahomet nie chciał przyjść do góry, więc to góra przyszła do Mahometa - stwierdził, wyraźnie rozbawiony tą sytuacją.

- A może tak jaśniej? Nie wiem, czy wiesz, ale ja nie mówię po marsjańsku.
‘Wielki poeta się znalazł’ - dodałam, ale w myślach. Po prostu nie chciałam go tym jeszcze bardziej wnerwić.

- Nie odpisałaś na moje dzisiejsze zaproszenie, a następnie bezczelnie wyłączyłaś telefon - oskarżał mnie. 

– A co to ma ze sobą wspólnego?! Albo jak to po twojemu: co ma piernik do wiatraka? - spytałam, coraz bardziej się denerwując.

Przecież żaden chłoptaś nie będzie mi mówił, co mam robić! Czy odebrać telefon, kiedy dzwoni czy lepiej nie? Czy zgodzić się na spotkanie z idiotą na motorze, a może lepiej udawać, że nic takiego się nie zdarzyło? On jest nienormalny, jeśli przez jedno przypadkowe spotkanie, myśli, że ma prawo mi rozkazywać.

- Bo mnie zignorowałaś...

- Tylko tyle? - spytałam z niedowierzaniem. Chodzi mu wyłącznie o to? I dlatego musiał mnie nękać o 23:30?

- Tyle? - prychnął. - Chyba nie wiesz, że mnie się tak nie zbywa. Kto tak robi, słono za to płaci, piękna-  powiedział poważnie, a ja nie zauważyłam na jego twarzy żadnego cienia tego przebiegłego uśmieszku.

- Grozisz mi? - zapytałam lekko przerażona. Skąd mogłam wiedzieć, co chodzi mu po głowie? Przecież był nieobliczalny.

- A na co to wygląda?! - warknął.

- To nie moja wina, że się mnie uczepiłeś! - odpowiedziałam mu tym samym. Cały czas powtarzałam sobie, że nie mogę dać się zastraszyć. Przecież okazanie słabości jest pierwszym krokiem do porażki.

- Nie, w ogóle! W końcu to nie ja wpadłem pod motor! - wyrzucił mi.

- Przestań mi to wypominać!

- A ty przestań się tak na mnie drzeć, bo zaraz nie wytrzymam! - zagroził mi. Ja jednak przyjęłam tą wiadomość obojętnie.

- To co zrobisz, hm? Zaciągniesz mnie do pustego magazynu i poćwiartujesz? - zaczęłam z niego kpić. Przecież to nie film, tylko rzeczywistość, a takie rzeczy w realnym świecie się nie zdarzają.

- Lepiej uważaj na słowa - oznajmił głosem ostrym jak brzytwa.

- Bo co?

- Bo twoje koszmary mogą stać się prawdą - chłopak spojrzał na mnie wzrokiem, jakby naprawdę chciał to zrobić. Ale przecież on nic nie może, tak? Po prostu chce mnie nastraszyć.

- Jesteś psychopatą!- wykrzyknęłam to, co od wczoraj siedziało w mojej głowie. W końcu najlepszą obroną jest atak.

- Chociaż to zaakceptowałem - powiedział nieco łagodniej i uśmiechnął się. Natomiast ja stałam osłupiona jego kolejną tak szybką zmianą humoru. Zachowywał się jak kobieta w ciąży.

- Lecz się! -dodałam, widząc jego reakcje na moje słowa. Chciałam zedrzeć mu z twarzy ten głupkowaty uśmieszek.

- Niestety na to już za późno - chłopak głośno się roześmiał.

- Dlaczego ty musisz, ze wszystkiego żartować! - wściekłam się. Ja próbuje go obrazić, wybić z równowagi, a on się z tego śmieje. Jak można wytrzymywać z takim gościem?

- Co?- spytał niby zdezorientowany. Ja jednak wiedziałam, że to tylko jego sztuczki.

- Nic nie traktujesz poważnie - powiedziałam otwarcie, bo już męczyła mnie ta sytuacja.

- Nie prawda. Jest kilka osób, które traktuję bardzo poważnie…

- Na przykład? - zapytałam zdziwiona.

- Ty.

- Kłamiesz! - znowu krzyknęłam, bo zauważyłam, że chłopak chce wybić mnie z równowagi, co po części mu się udało. Nie chciałam, by to zobaczył.

- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi, mała - znowu obdarował mnie swoim uśmiechem. 

Nienawidzę, gdy ktoś tak do mnie mówi! Mam obsesję na tym punkcie. W ogóle nie wiem skąd się to wzięło. Mała, jaka mała?! Co to ja dziecko jestem?! Nie dość, że mnie bezczelnie nachodzi to jeszcze wyskakuje mi z tym! Nie pozwolę, żeby mnie tak nazywał! 

- Nie jestem mała ty chory gnojku! - wybuchłam.

Kiedy jakaś osoba naprawdę "zajdzie mi za skórę", nie panuję nad tym, co mówię czy robię. Prośby, groźby nie działają. Jestem gotowa posunąć się do najgorszych rzeczy. A później powracam do rzeczywistości i żałuję. Na szczęści takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko i ta należała właśnie to tych ewenementów.

W jednej chwili chłopak przybliżył się, a jego dłoń ścisnęła mocno mój nadgarstek. Jego nastrój zmienił się nie do poznania. Na jego twarzy "wymalowała się" złość.

- Jeszcze raz powiedz coś takiego, a nie ręczę za siebie! Jak myślisz, czy ktoś zauważy, jeśli coś ci teraz zrobię? - spytał wkurzony i wskazał ręką opustoszałe ulice. - Sądzę, że nie znajdziemy żadnych świadków, więc uważaj na słowa!

- Puszczaj! - wyrwałam mu swoją rękę.  - I więcej nie przychodź i nie pisz, bo nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego!

- To dobrze, bo nie zamierzam dalej zajmować się jakąś wieelką księżniczką! - wykrzyczał mi to w twarz.

- No to super! - warknęłam i odeszłam zdecydowanym krokiem. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji. -  A tak na przyszłość nie mam na imię mała, tylko Amelia! - odwróciłam się jeszcze na krótką chwilę i  podkreślam ostanie słowo. Następnie pobiegłam do domu.

Nareszcie się od niego uwolniłam! Ma szczęście, że za małą nie dostał w twarz, bo naprawdę miałam wielką ochotę to zrobić. Czy żałuję? Zdecydowanie nie.

W końcu stanęłam przed drzwiami wejściowymi i cichuteńko, by nikogo nie obudzić weszłam do domu, a następnie do swojego pokoju. Po drodze zostawiłam kurtkę i ściągnęłam buty. Bardzo się zdziwiłam, gdy zobaczyłam Linsey siedząca na moim łóżku.

- A co ty tu robisz, maluszku? - zapytałam. Podeszłam do siostrzyczki i kucnęłam tak, że nasze oczy były na tej samej wysokości.

- Czekam na ciebie, Ami- odpowiedziała, spoglądając na mnie swoimi dużymi oczami. Zapomniałam, że robiła tak, kiedy wychodziłam gdzieś z Julie.

- Nie musiałaś. Przecież mówiłam, że wrócę późno - usiadłam obok niej i mocno ją przytuliłam. Mimo tego, że między nami była duża różnica wieku, bardzo ją kochałam.

- Wiem, ale chciałam spać z tobą.

- Długo już tak siedzisz, aniołku? Nie nudziłaś się?- spytałam, a jedną ręką rozczochrałam jej włosy.

- Nie. Wyglądałam przez okno-  zamarłam.

O kurna! Przecież z mojego okna widać ulicę na której zaczepił mnie ten idiota! A co jeśli Lins wszystko widziała? Jest jeszcze mała i mogła wszystkiego nie zrozumieć.

- Ami a z kim rozmawiałaś? - moje obawy się sprawdziły. Nie wiedziałam jak jej to wytłumaczyć, więc wybrałam najprostszą opcję.

- Ze znajomym.

- To twój książę, a ty jesteś Kopciuszkiem? - wypaliła. Naprawdę nie powinnam czytać jej tylu bajek przed snem. 

- Nie Lins. To nie ta bajka.

- Czyli to nie twój chłopak? - dopytywała.

- A skąd ty znasz takie określenia?

- Z telewizji.

No tak! Przecież Linsey zamiast bajek ogląda jakieś seriale na Disney Channel.

- Idziemy już spać. - zakończyłam ten temat, chociaż wiedziałam, że Lins tak łatwo o tym nie zapomni. 

Skąd dzieci mają tak dobrą pamięć? Są jeszcze małe, a zapamiętują więcej rzeczy niż dorosła osoba. Muszę tylko mieć nadzieję, że w tym przypadku siostra nie będzie o tym nikomu wspominać.
Bo wtedy byłoby naprawdę zabawnie! (czyt. fatalnie)

__________________
Z góry przepraszam, że dopiero teraz, ale rzadko kiedy mogłam dosiąść do tego rozdziału :)
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam tą częścią, choć jestem trochę niezadowolona z końcówki.
I dziękuję za komentarze pod prologiem ♥ 
To one dały mi mega motywację i  ochotę na pisanie :3
Pamiętajcie, że wasze opinie są dla mnie cenne :-*

piątek, 14 listopada 2014

Prolog

Wszyscy uważają mnie za wielką niezdarę. Nie, żeby tak nie było, ale czasem wydaje mi się, że istnieje taki los – przeznaczenie, które kieruje moim życiem. Więcej dzieje się jednak z mojej winy. 
Nawet teraz wracając z lekcji fortepianu, potykałam się o różne wystające kamienie. Idąc tak, nuciłam kolejną piosenkę. Tym razem był to utwór Bruna Marsa. 

Droga nie była długa, bo zajęła mi około 20 minut. Aby dojść do domu, musiałam tylko przejść przez ulicę. Rozejrzałam się w prawo i lewo, jak uczyli w szkole i weszłam na jezdnię. Gdy byłam już pośrodku, usłyszałam warkot motoru. Nie wiedziałam jednak skąd pochodzi.

W końcu go zobaczyłam. 
Jechał prosto na mnie. Sparaliżował mnie strach tak, że nie mogłam się ruszyć.

Już od jakiegoś czasu miałam z tym problem. 
[Wszystko zaczęło się od wypadku z byłym chłopakiem. Zabrał mnie kiedyś na przejażdżkę, która zakończyła się tragicznie. Chłopak stracił panowanie nad motorem i z wielkim impetem uderzyliśmy w drzewo. Na szczęście skończyło się  na wstrząśnięciu mózgu i licznych złamaniach. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem przeżyliśmy. To wydarzenie sprawiło, że
bałam się  szybkich pojazdów i starałam się ich unikać, co nie było takie łatwe.]

Patrzyłam jak dystans między mną, a kierowcą zmniejsza się. Przez moment myślałam, że mnie nie widzi, ale po chwili usłyszałam ostry pisk opon. 
Motor zatrzymał się dokładnie trzy metry przede mną. Kierowca zeskoczył z pojazdu, ściągnął kask i podszedł do mnie szybkim krokiem. Teraz dobrze widziałam jego twarz. Miał piękne, niebieskie oczy i brązowe włosy. Był nieco umięśniony i trochę ode mnie wyższy.



- Oszalałaś?! Co ty wyprawiasz?! – zaczął krzyczeć.

- Prze…Prze…Przepraszam – wreszcie wydukałam. Byłam zbyt zszokowana, żeby ułożyć jakieś sensowne zdanie.

- Jeśli chcesz się zabić to wybierz sobie inną ofiarę, bo ja nie chcę iść za to siedzieć! – zdenerwował się.

- Ja naprawdę nie chciałam się… - nie dokończyłam, bo przerwał mi chłopak.

- Nie obchodzi mnie to! Masz więcej nie wchodzić komuś pod koła, bo nie ty będziesz za to odpowiadać!

- To ty jechałeś za szybko! – odgryzłam się. Ten facet zaczyna mi działać na nerwy.



Nieznajomy podszedł bliżej i złapał za moje nadgarstki. Widziałam, że przez to, co usłyszał, stał się naprawdę wściekły.
Chyba nie powinnam była tego mówić.



- Nigdy nie waż się komentować czyjejś jazdy skoro sama nie potrafisz chodzić! Do jasnej cholery mogłabyś bardziej uważać!

- Ale...

- Następnym razem uprzedź mnie, że masz myśli samobójcze, to pojadę inną drogą!- warknął, przyprawiając mnie o gęsią skórkę.

- O co ci w ogóle chodzi?! 

- Mogło ci się coś stać! Mogłaś umrzeć! A ja zostałbym osądzony!

- Widzę, że myślisz tylko o sobie! - też podniosłam głos. 
Nie chciałam dać po sobie poznać, że trochę się go boję. W końcu mógłby to obrócić przeciwko mnie.

- Nie zawsze - nieznajomy nagle złagodniał. 

Wykorzystując jego chwilę nieuwagi, wyswobodziłam ręce z mocnego uścisku. 

- Czasem jeszcze o takich ładnych buźkach jak ty – dodał, przejeżdżając dłonią po moim policzku.  Ja natomiast odsunęłam się na bezpieczną odległość, czując przy tym, że się rumienię. 

- Co? – byłam zdezorientowana. 
Jakim cudem nastrój chłopaka mógł się tak szybko zmienić? O czym on w ogóle mówił? To jakiś specjalny tekst na podryw? Trochę w nieodpowiednim momencie. A może chce mnie zgwałcić i poćwiartować? W końcu nigdy nie mów nigdy.

- Nie udawaj – droczył się ze mną. – A może tak dałabyś mi swój numer? – dodał po chwili. 


- Po co?

- W razie gdybyś znowu próbowała zrobić coś głupiego – powiedział, śmiejąc się.

- Przypomnę ci tylko, że to nie ja jeżdżę jak wariat!

- Wariat, czy nie wariat, musisz przyznać, że umiem zrobić wrażenie na dziewczynie- jego wypowiedź zbiła mnie z tropu. 
Jak można flirtować z kimś na środku ulicy po tym, jak o mało się go nie przejechało? 



Usłyszałam nagle odgłos nadjeżdżającego samochodu. Otrząsnęłam się i szybko zeszłam na pobocze. Brunet podążył za mną, prowadząc swój motor. Szczerze to myślałam, że się w końcu odczepi.



- Czyli zrobiłeś to celowo? – wróciłam do tematu. Skoro już za mną idzie, to muszę to wykorzystać i czegoś się dowiedzieć.

- Nic nie dzieje się bez przyczyny – powiedział tajemniczo.

- A tak przy okazji to nie jestem oczarowana tymi twoimi wygłupami.

- Ja jednak myślę inaczej. Przecież widziałem twoją reakcję. To co z tym numerem? Uprzedzam cię od razu, że bez niego nie odejdę. 

Mam go dość! Najpierw podnosi na mnie głos, a następnie uśmiecha się i jest miły. Coś tu nie pasuje…

- A skąd mogę wiedzieć, że nie jesteś jednym z tych zboczeńców? – spytałam, podając mu kartkę, z zapisanym wcześniej numerem. 

Wolałam już z nim nie dyskutować, bo byłam pewna, że nie ustąpi. Chciałam, żeby w końcu sobie poszedł. Jak coś, to w ostateczności mogę zmienić numer.



- Będziesz musiała mi zaufać - uśmiechnął się, wkładając kask. – Do zobaczenia, piękna – odpalił motor i odjechał zanim zdążyłam powiedzieć ‘cześć’.



Coś czuję, że nie da mi on spokoju przez dłuższy czas…


_______________
I oto prolog...
Mam dzieję, że nie jest aż taki zły ;D
Jeśli chcecie możecie przejrzeć zakładkę z bohaterami, a także napisać do mnie (klik w kontakt)  :)
PS.: Tak, tak, to jest to zaczęte opowiadanie ze stronki na fb, lecz poprawione i trochę zmienione ;)
Enjoy! :D ♥