niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 10

~*~
Wstałam przed ósmą jak co rano od miesiąca i odsłoniłam żaluzje w oknach. Słońce nie szczędziło dzisiaj swego blasku, więc od razu zostałam oślepiona przez mocną dawkę światła. Przymrużyłam oczy, po czym je przetarłam, przeklinając w myślach kolejną nieprzespaną noc. Nie byłam pewna, jak długo jeszcze mogłam to ciągnąć. Miałam nadzieję, że koszmary już się skończyły, bo od jakiegoś czasu nie dawały o sobie znaku, a jednak się przeliczyłam. Znowu ten sam sen, który zawsze kończył się w tym samym momencie. To stało się nie do zniesienia. Trzeba było tylko czekać, kiedy moja psychika zacznie szwankować. Przez to całe zamieszanie ledwo co stałam na nogach. Ten dzień nie zapowiadał się zbyt dobrze.

Nie chcąc spóźnić się do pracy, odwróciłam się na pięcie i powolnym krokiem doszłam do szafy. Ubrałam pierwsze lepsze szorty oraz t-shirt i ruszyłam do łazienki. Mizerne odbicie w lustrze wydawało się być mną, choć nie do końca. Podkrążone oczy i powieki, które co chwilę opadały, by następnie szybko się podnieść wskazywały o naprawdę małej ilości snu. Za wszelką cenę musiałam to ukryć, więc kosmetyki były tu niezbędne. Kiedy lustrzana ja bardziej przypominała uśmiechniętą i wesołą dziewczynę, mogłam udać się do kuchni po mocną kawę, która powinna postawić mnie na nogi.
W związku z tym, że standardowy rok szkolny kończył się za pół miesiąca, wokół stołu zgromadziła się już cała rodzina. Linsey jadła swój ulubiony przysmak- płatki z mlekiem, tata pił kawę, siedząc głową w gazecie, a mama, zresztą jak zwykle, krzątała się po pomieszczeniu niczym kulinarna mistrzyni, przygotowując śniadanie dla każdego. Gdy przywitałam się z wszystkimi, nastawiłam wodę w czajniku, a do kubka wsypałam dwie czubate łyżeczki czarnego proszku. Następnie usiadłam obok siostry, gdzie stał talerz pełen sałatki greckiej przygotowanej dla mnie przez rodzicielkę. Podczas jedzenia drażniłam się z Lins, co nie uszło uwadze taty, który prawie zawsze się do nas dołączał. Tym razem urządziliśmy zawody polegające na najszybszym opróżnieniu swojej porcji. Oczywiście zwycięzcą nie mógł być nikt inny jak Linsey, gdyż po tajemnej wymianie naszych specjalnych znaków z tatą, ustaliliśmy, że damy jej wygrać. Robiliśmy tak czasem, by mała nie czuła się gorsza i chciała bawić się dalej w te dziwne konkursy. Wszyscy zachowywaliśmy się jak dzieci, ale przynajmniej rozśmieszaliśmy tym mamę.

Po skończonym posiłku zalałam i wypiłam przygotowaną kawę, która w niewielkim stopniu dodała mi energii. Potem już nie pozostało mi nic innego jak udanie się do Covent Garden na poranną zmianę.

Dokładnie od trzydziestu dni pracowałam wyłącznie do godziny piętnastej. Dlaczego? Po sytuacji, gdy niewiele brakowało, a zostałabym zgwałcona, mój tok myślenia obrócił się o 180 stopni. W nocy nie chodziłam sama po mieście, a nawet będąc z Julie, rozglądałam się bojaźliwie w poszukiwaniu podejrzanych ludzi. Tym bardziej nie było mowy o pracy do dwudziestej drugiej. Tłumaczyłam szefowi i współpracownikom, że opiekowałam się młodszą siostrą, gdyż nikogo nie było wtedy w domu. Tak, kłamałam. Ale jakie miałam wyjście? 

Jedyną osobą, która nie była przekonana co do mojego usprawiedliwienia był Ashton. Może nie znałam go tak długo jak na przykład Suz, ale od początku się ze sobą zżyliśmy. On jeden z całej obsługi przeczuwał, że coś nie było w porządku. Na początku wypytywał mnie, oferował pomoc i wsparcie, ale ja zapierałam się i nadal obstawałam przy swoim. Pierwsze dni były najgorsze. Wyglądałam jakby wyssano ze mnie ostatnie tchnienie życia. Nie potrafiłam się uśmiechać, co w towarzystwie Asha nie mogło przejść. Od czasu do czasu na siłę podnosiłam kąciki moich ust do góry, by zbytnio nie wzbudzać podejrzeń. Może nie było to wiarygodne, ale naprawdę się starałam. Na szczęście on rozumiał fakt, że nie chciałam o tym rozmawiać, bo w końcu odpuścił. Choć nadal podejrzliwie mnie obserwował, to wolałam tą opcję niż ciągłe pytania, czy wszystko ok. Powoli sytuacja się uspokajała, a ja wracałam do siebie. Kiedy kilka dni po spotkaniu z mężczyznami zadzwonił do mnie sierżant Miller z zapytaniem o powód niestawienia się na komisariacie, skłamałam , że wyjechałem do ciężko chorej cioci, żeby jej pomóc. Wolałam wykręcić się od tego spotkania niż wyznać całą prawdę, która mogła pociągnąć mnie na samo dno.  Chciałam żyć normalnie- tak jak wcześniej. Przez ten miesiąc nawet mi się to udawało, bo nie znalazłam żadnej pogróżki i bez żadnych przeszkód wracałam do domu, a moja rana prawie całkowicie się zagoiła. Czułam się trochę lepiej, chociaż i tak wydarzenia z tamtej nocy musiałam zostawić tylko dla siebie. W dużej mierze to, że nie zwariowałam zawdzięczałam przyjaciołom, którzy, może nawet sami tego nie wiedząc, podnosili mnie na duchu, gdy bardzo tego potrzebowałam. Po tym jak poznałam Ashtona z Julie, spotykaliśmy się często całą paczką (w czwórkę) i mile spędziliśmy czas. Doskonale się razem dogadywaliśmy, co wcześniej mogło być nie do pomyślenia. 

Czy Jul wiedziała, co mi się przytrafiło? Ode mnie na pewno nie, ale od początku coś podejrzewała. Człowiek w końcu nie zmienia się z dnia na dzień, a w moim przypadku właśnie tak było. Nawet jeśli starałam się tego nie okazywać, ona znała mnie na tyle, by jednym spojrzeniem ocenić, w jakim byłam humorze. Naprawdę chciałam jej to wszystko powiedzieć. Chciałam... Próbowałam już kilka razy, lecz zawsze, gdy do tego przechodziłam, włączała się moja blokada i odsuwałam to zagadnienie do najskrytszych zakątków podświadomości. Więc, gdy odprawiłam Brada, który zaprosił mnie na spotkanie (czyt. randkę), musiałam znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie dla przyjaciółki, która nakręciła się na moją "nową miłość". Nie było łatwo przekonać Julie, że chłopak do mnie nie pasował, ale w końcu się udało. Natomiast brunetowi obiecałam, że odezwę się, gdy znajdę czas.
Musiałam przyznać, że od tych trzydziestu dni kłamstwa wypełniały moje życie po przegi. Na każdym kroku pojawiały się nowe i nowe. Czasem były większe, a czasem małe przeradzały się w ogromne i powodowały podwójne kłopoty. Niby jedno niewinne kłamstewko, a tak duży problem. 

Prawie codziennie miałam chwilę słabości, kiedy to nie marzyłam o niczym innym, tylko o wyznaniu całej prawdy i uwolnieniu się spod tego ciężaru. Jednak zaraz po tym następowało zderzenie z rzeczywistością, gdzie kłamstwo stało się moim wybawieniem oraz rutyną, w której niestety tkwiłam.
Jeżeli chodziło o Daniela, to po nocy, w której ubłagałam go, by jednak ze mną został, widziałam go może z trzy razy. Nie zamieniliśmy ze sobą nawet jednego słowa, bo kiedy znajdowałam go przypadkiem w tłumie, on bardzo szybko znikał, sprawiając, że w mojej głowie pojawiały się wątpliwości, czy taka sytuacja na pewno miała miejsce. Co jakiś czas dostawałam od niego smsy, że gdybym chciała pogadać, zawsze mogłam napisać. Oczywiście nie skorzystałam z propozycji chłopaka, bo nie czułam takiej potrzeby. Zamierzałam całkowicie odciąć się od tej chorej sprawy, a w to wchodziło też unikanie motocyklisty. 

A co przerażało mnie najbardziej?
Uczucie, że mój piątek trzynastego jeszcze się nie skończył. 

~*~
Punktualnie o godzinie piętnastej opuściłam bar, wcześniej żegnając się ze współpracownikami i Ashem, który dopiero zaczynał swoją zmianę. Ruszyłam pośpiesznie w stronę szkoły Lins, by nie spóźnić się na jej ostatni, lekcyjny dzwonek. Odbieranie siostry było już codziennością, tak samo jak to, że dzięki temu rodzice nie musieli specjalnie rozplanowywać grafików w pracy. Na szczęście budynek, w którym uczyła się Linsey znajdował się po drodze do domu. Na dotarcie tam miałam zawsze trzydzieści minut i z pomocą cudownej komunikacji miejskiej udawało mi się to. Kiedy przed sobą zauważyłam pojazd numer 164, wyjęłam z torebki kartę, która pełniła funkcję mojego biletu. Będąc w środku przyłożyłam ją do odpowiedniego czytnika i nie zauważając wolnych miejsc siedzących, stanęłam przy oknie, by móc oglądać tętniące życiem miasto. Przez to, że zapatrzyłam się na ludzi, kręcących się ulicami, przejazd autobusem szybko mi zleciał. Gdy wysiadłam na dobrze znanym mi przystanku, do szkoły Lins zostało mi kilkaset metrów. Po dotarciu na miejsce, usiadłam na ławeczce, rozkoszując się chwilą spokoju i samotności. Kolejny zabiegany dzień dobiegał powoli końca. Lecz przecież o to właśnie chodziło - żeby nie mieć czasu na przemyślenia. Może taka metoda nie była zbyt dla mnie korzystna, ale z drugiej strony to dobry pomysł na zapomnienie o całym tym szaleństwie.

Mój odpoczynek nie trwał zbyt długo, bo z budynku zaczęły wybiegać dzieci, a gdzieś na końcu zobaczyłam moją siostrzyczkę rozstającą się z koleżankami. Podniosłam się z siedzenia i poszłam w stronę małej, która już do mnie biegła.

- Cześć Ami! - krzyknęła Linsey, będąc prawie przy mnie. Jak zwykle uśmiech nie schodził jej z buzi. Zresztą w dzieciństwie podobnie było ze mną. W końcu ten okres uważało się za jeden z lepszych w życiu, chociaż teraz doceniałam go bardziej niż kiedykolwiek. Ciągłe zabawy, nawiązywanie nowych i jakże trwałych przyjaźni oraz beztroska to najważniejsze zalety bycia dzieckiem. Szkoda, że teraz wszystko nie mogło stać się takie łatwe jak wcześniej.

- Hejka, kochanie. Co powiesz na lody czekoladowe? - zaproponowałam, wiedząc, że siostra je uwielbia. Sprawianie przyjemności innym, powodowało, że mi też poprawiał się humor. Po prostu od dawna wolałam dawać prezenty niż je otrzymywać. A tą cechę odziedziczyłam zapewne po mamie, która podczas każdej wigilii kazała otwierać upominki najpierw nam. To jakby taka rodzinna tradycja.

- Tak! Tak! Tak! - Lins w przypływie radości mocno się do mnie przytuliła, a ja kucnęłam, by ją objąć. Wsadziłam swój nos w jej włosy i poczułam owocowy zapach szamponu dla dzieci. Po prostu uwielbiałam tak robić. Młodsze rodzeństwo nie było takie złe, jak narzekali moi inni znajomi.
Gdy wstałam do pozycji pionowej, wzięłam siostrę za rękę i razem przeszłyśmy do najbliższej budki z lodami. Po zakupie dwóch dużych mrożonych przysmaków, zadowolone ruszyłyśmy w końcu do domu. 

- A co zrobimy na obiad? - zapytałam Linsey po drodze, gdyż z racji tego, że byłyśmy same, mogłyśmy przyrządzić to, na co miałyśmy ochotę. Ja niestety nie wpadłam na żaden pomysł, więc chciałam doradzić się siostrzyczki, która jednak cały czas jadłaby tylko jedno danie:

- Mmm... spaghetti? 

- Niech będzie- zgodziłam się, cicho się śmiejąc. Nie miałam pojęcia skąd u Lins takie zamiłowanie do makaronów i kurczaka, bo to najbardziej wybierała ze swojej porcji, ale na swój sposób to było słodkie. Widząc małą całą w sosie pomidorowym, nigdy nie mogłam powstrzymać uśmiechu. To dziecko pochłaniało czasem więcej niż ja, szczególnie jeśli chodziło o spaghetti. 

- Jesteś najlepszą, najcudowniejszą i najwspanialszą siostrą! Kocham cię Ami! - wykrzyknęła, gdy doszłyśmy prawie na miejsce. Naszą trasę pokonałyśmy zaledwie w piętnaście minut, podczas których zdążyłyśmy zjeść lody. Teraz zostało mi tylko przygotowanie obiadu i zajęcie czymś Linsey zanim położy się do łóżka. Można było powiedzieć, że ta część dnia wydawała się o wiele prostsza i nie wymagała ode mnie aż tyle wysiłku.

- Coś mi się chyba należy?- schyliłam się, aby dostać od Linsey soczystego buziaka w policzek. Następnie z siostrą u boku skręciłam w stronę naszego podjazdu, by potem dotrzeć do drzwi.
Pierwszym co rzuciło mi się w oczy po pokonaniu kilku drzew była postać siedząca na schodkach prowadzących do wejścia do domu. Pewnie znowu ktoś pomylił numery na osiedlu albo chciał wcisnąć kolejną ofertę kredytową. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to nikt inny jak Daniel. Tylko co on tu robił? 

- Cześć - zaczął, kiedy byłyśmy przed nim. Potem wstał i uśmiechnął się do Lins.
Tak po prostu się przywitał, jakbyśmy znali się z jakieś dziesięć lat. Bo przecież my się nie nienawidziliśmy. Nie sprzeczaliśmy się o byle co. W ogóle się ostatnio nie unikaliśmy. Chociaż wrogami też nie byliśmy. Sama nie wiedziałam, co nas łączyło. Przyjaźń? Za mocne słowo. Ale jak dobrać to pasujące skoro wszystko było takie poplątane? 

- Cześć- odpowiedziałam chwilę później. Czułam się trochę niezręcznie, stojąc przed domem i normalnie z nim rozmawiając. Przez to, że dawno go nie widziałam, całkowicie odzwyczaiłam się od naszych kłótni i teraz nawet ciężko było mi wypowiedzieć chociaż jedno słowo. Jego wizyta całkowicie mnie zaskoczyła, bo miałam nadzieję, że ten rozdział w życiu już zamknęłam. Gdy oprzytomniałam, wzięłam siostrę za rękę i razem podeszłyśmy do drzwi. Zwinnym ruchem wyjęłam klucze i je otworzyłam. Nakazałam Linsey wejść do środka, a sama odwróciłam się w stronę motocyklisty, który nadal stał na tym samym miejscu i mi się przyglądał. Ciekawe jak wytłumaczę tą wizytę małej.

-Wejdziesz? - gestem ręki zaprosiłam chłopaka do domu, na co on pokiwał twierdząco głową. Wskoczył po schodkach i przeszedł obok mnie. Gdy zamknęłam za nami drzwi, zobaczyłam Lins i Daniela stojących w przedpokoju. Panowała cisza, zresztą nie wyobrażałam sobie innego scenariusza. W końcu nie mogłam dopuścić do tego, żeby siostra z nim rozmawiała, bo nie wiadomo, co chłopak by jej powiedział. Przecież ona przekazałaby wszystko rodzicom- jak to dziecko. Dlatego musiałam ograniczyć jej kontakt z szatynem.

- Linsey idź do salonu, pooglądać bajki- poleciłam siostrze, a sama powędrowałam do kuchni, wiedząc, że za mną ruszy też Daniel. Miałam rację, gdyż cały czas słyszałam za sobą jego kroki. Natomiast siostra uwielbiała wpatrywać się w ekran telewizora, więc dobrym pomysłem było posłanie jej do drugiego pokoju. Akurat o tej porze leciały przygody ulubionych księżniczek Lins. Czasami gdy się z nią bawiłam, wcielałam się w jedną z postaci z tego serialu, a ona w drugą. Udawałyśmy damy, a na głowach nosiłyśmy ozdobne korony. Naszym jedynym zadaniem było chodzenie i machanie do poddanych-miśków oraz picie popołudniowej herbatki. Na tę okoliczność prosiłyśmy mamę o zaparzenie dwóch cynamonowych torebek. Do tego rodzicielka zawsze dokładała pyszne ciasteczka. Musiałam przyznać, że uczty były udane. Teraz jednak nadszedł powrót do rzeczywistości.

- Jeśli przyszedłeś się nade mną litować... - odwróciłam się i oparłam o blat kuchenny, patrząc na chłopaka, który stał coraz bliżej mnie. Dzieliły nas może cztery kroki. Chciałam już go wyprosić, tak dyskretnie, lecz nie pozwolono mi dokończyć nawet jednego zdania. Widocznie motocyklista nie przyszedł tylko na chwilę, co nie było mi na rękę.

- Nawet nie wpadło mi to do głowy. Sprawdzam, jak się trzymasz - oznajmił spokojnie, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, a dzisiejsze spotkanie należało do naszych najzwyklejszych. Nigdy nie potrafiłam rozgryźć Daniela, a teraz stał się on zagadką bez rozwiązania. A może miał w sobie kilka wcieleń, które ujawniały się w różnych odstępach czasu? I pewnie do tego pomagała mu wróżka zębuszka. Przechodziłam z skrajności w skrajność. Ten chłopak naprawdę potrafił zawrócić mi w głowie. Niedługo zaczęłabym wierzyć w elfy, jednorożce i czarodziejki. Takim sposobem pierwsza wylądowałabym na dywaniku u psychiatry. Czułam, że prawdziwe emocje zaraz wyjdą na światło dzienne. Byłam wkurzona i to bardzo. Nikt raczej nie chciałby mnie takiej oglądać.

- I po to tu jesteś? Żeby upewnić się, czy wszystko w porządku? - szatyn pokiwał twierdzącą głową. Zacisnęłam rękę w pięść, próbując skupić się na czymkolwiek innym. Jego zachowanie było nie do zniesienia! Miałam już dość jego ciągłych wahań nastroju. On mnie prowokował i robił to specjalnie. Tolerowanie Daniela właśnie się skończyło. Trzy, dwa, jeden...

-Pewnie chcesz jeszcze usłyszeć, że nie zwariowałam?! Że nie boję się wychodzić z domu? Że nie mam koszmarów po nocach? Że ... - wykrzykiwałam po kolei wszystko, co leżało mi na sercu. Starałam się nie podnosić zbytnio głosu, by nie wystraszyć tym Linsey. Z każdym kolejnym słowem mój głos drżał coraz bardziej, aż w końcu ugrzązł mi w gardle. Tego było za wiele.
Wzrok spuściłam na podłogę, gdyż nie potrafiłabym znieść tego współczującego spojrzenia szatyna. On nie wiedział przez co przeszłam i lepiej żeby tak pozostało. Chwilę później poczułam ramiona Daniela, oplatające mnie wokół i przyciągające w swoją stronę. Nie mogłam pozwolić, by łzy wydostały się na zewnątrz. Nie mogłam dać się złamać. Nie teraz. Nie przy nim. Nie już kolejny raz.

-Tak, jest w porządku. Dzięki, że przyszedłeś - wolną ręką otarłam napływające do oczu łzy i zaczęłam lekko odpychać chłopaka, który na początku pozostawał niewzruszony, ale gdy dodałam do tej czynności więcej siły, poddał się i odsunął na kilka centymetrów. Teraz udało mi się na niego spojrzeć. Widziałam, że się martwił, ale nadal dziwiło mnie to, że przejmował się kimś takim jak ja. Kimś, kogo znał zaledwie od kilku tygodni. Kimś, kto w ogóle nie był taki wyjątkowy, by aż tak się o niego troszczyć. Więc dlaczego to robił?

- Przestań... Przestań się zachowywać jakbym był twoim największym wrogiem. - westchnął i pokręcił głową z dezaprobatą. Natomiast ja nadal byłam skołowana, ponieważ nigdy w spotkaniach z Danielem  nie wiedziałam, czy byliśmy na drodze pokojowej czy nienawiści. Przyjęłam zasadę, by zachowywać dystans. Nieważne co się działo, nie mogłam dać się sprowokować.
Wydawało mi się, że coraz częściej udawało mi się to robić, z czego byłam zadowolona.

- A jak mam myśleć skoro najpierw jesteś na mnie wściekły, chociaż nie wiem, co ci zrobiłam, a potem zjawiasz się i mi pomagasz? - uderzyłam szatyna całą szczerą prawdą. Bo przecież tak było naprawdę. Czasami obrywałam od niego za byle co, na przykład jakieś głupie przezwisko, a innym razem motocyklista po prostu ratował mnie od różnych niebezpieczeństw. To nie była normalna relacja. Ona nawet nie podchodziła pod ludzkie standardy. Można by stwierdzić, że byliśmy dwójką zwykłych osób, które w swoim towarzystwie zmieniały się nie do poznania. Czy to było realne?

- Nie mogę ci tego teraz wytłumaczyć- odpowiedział, przeczesując palcami włosy. Chciałam go tylko zrozumieć i oczywiście znowu nic z tego, bo wszystko związane z Danielem było zatajone. Przecież to nie była taka wielka tajemnica. Na pewno nie śmiertelna. Co się pod nią kryło? 

- Więc jak mam ci zaufać?

- Będziesz musiała, bo tylko ja jestem w stanie ci pomóc- powiedział pewny siebie, jakby to on stał się moją ostatnią deską ratunku. W rzeczywistości tak nie było. Mogłam zwrócić się do rodziców lub przyjaciół, chociaż o tej sprawie wolałabym, żeby nikt się nie dowiedział, nawet on. Zresztą całe to zamieszanie ucichło, więc wszystko miałam pod kontrolą. Wolałam, żeby tak pozostało.

- Nie sądzę, że... - próbowałam zabrać głos i wytłumaczyć chłopakowi, że wcale go nie potrzebowałam. Okej, jeśli chciał się przyjaźnić, nie miałam nic przeciwko, tylko żeby zachowywał się już normalnie.
Moje działania poszły na marne, bo motocyklista nie zamierzał rezygnować ze swoich racji. Nawet mnie to nie zdziwiło. Porównując jego inne wybryki, nie przewidziałabym innej wersji wydarzeń.

- To do kogo pójdziesz? Do Julie? Asha? A może Scott? - wypowiedział ze szczególną złośliwością i podwójną dawką jadu. Słysząc to, o mało nie zemdlałam. Zakręciło mi się w głowie i zaszumiało w uszach. Pośpiesznie chwyciłam się blatu za sobą i wzięłam kilka głębokich oddechów. Skąd on to wszystko wiedział?! Nie pamiętam bym wspominała mu kiedykolwiek o Jul czy Ashtonie, a szczególnie o byłym chłopaku, który obecnie dla mnie nie istniał. Więc jakim cudem Daniel bezbłędnie ich wymienił? To było dziwne. Czyżby znał prawie całe moje życie? Przecież nie miałam go spisanego w książce czy w pamiętniku, żeby mógł go przeczytać. Tym sposobem chłopak zaczynał mnie coraz bardziej przerażać.

- C..co? S...skąd to wszystko wiesz? - tylko tyle udało mi się z siebie wydusić. I tak to było dużo, jak na te szokujące wieści. Pragnęłam odpowiedzi. Odpowiedzi dotyczących każdej niewyjaśnionej sytuacji związane z moją osobą. Czy to mogłoby stać się teraz?

- Nieważne. To ty musisz odpowiadać na moje pytania. Co się stało miesiąc temu? - od razu odwrócił nasze role. Jak zwykle na jego korzyść. Ja byłam przesłuchiwana, a on się o wszystko wypytywał, bo mi już nie pozwolił tego robić. Ale dlaczego znowu poruszaliśmy temat, którego bardzo chciałam uniknąć? Czemu szatyn aż tak się go uczepił?
Nie chcąc zdradzić mojej tajemnicy związanej z tamtym pamiętnym dniem, milczałam. Wolałam się nie odzywać, zachowując zdrowy rozsądek i mieć spokój. Przecież on nie mógł mnie do niczego zmusić. Tak mi się przynajmniej wydawało.

- Kto to był? - Daniel naciskał dalej, a ja nie zamierzałam ustąpić. Nikt nie dowiedział się o tym przez miesiąc, chociaż było ciężko, więc dlaczego miałoby się to teraz zmienić? W końcu dawałam sobie radę sama, powoli zapominając o tym problemie. Jednak musiał pojawić się motocyklista...
Cisza z mojej strony nie ustępowała. Dodatkowo spuściłam wzrok na podłogę, która obecnie wydawała się taka ciekawa. Oczywiście nie po to, by odwrócić uwagę chłopaka. Niee, skądże.

- Cholera! Kto ci to zrobił?! - krzyknął zdenerwowany, przy okazji gwałtownie podnosząc do góry mój podbródek. Zrobił to tak mocno, że silnie odczułam jego dotyk. Choć lekko drgnęłam, nadal nie spojrzałam szatynowi w oczy. On zbyt dużo ode mnie wymagał. Zbyt dużo na moje siły. Nie mogłam mu tego powiedzieć. Jednak, gdy widziałam go w takiej wściekłej wersji, trochę się bałam. Chciałam tylko, żeby przestał. Przestał i już stąd wyszedł.

- J... jeden z mężczyzn ze sklepu. Było ich więcej, ale później zostaliśmy s...ami- powiedziałam, jąkając się. Stało się to, czego tak bardzo nie chciałam. Wspomnienia zaczynały powracać. Dłużej nie mogłam już wytrzymać, nie płacząc.  Łzy zaczęły gromadzić się w moich oczach. Znowu się mu poddałam. Znowu dałam mu wygrać. Znowu mógł ze mną zrobić to, co chciał.

- Co tam zaszło? Co tam... - Daniel nie ustępował i zadawał kolejne pytania. Jego głos był ostrzejszy od brzytwy. Zanim się odezwałam, ponownie spuściłam głowę i popatrzyłam na własne buty. Z tej sytuacji nie było innego wyjścia niż powiedzenie prawdy, chociaż bolesnej.

- P...rzyparł mnie mocno do muru, a potem... potem poczułam jego r... ręce na całym ciele. Były wsz...wszędzie. Wtedy wiedziałam, co się stanie, ale n... nie... I dlatego się wyrwałam a p... później on wyjął nóż i nie zdą...żyłam się przed nim u...uchronić. Pobiegłam przed sie...bie, byle tylko u...uciec od nie...go jak najdalej-  mówiłam jak najęta, gdyż tą sytuację miałam właśnie przed oczami. Jego twarz. 
Jego usta na moich. 
Jego dłonie znajdujące się tam, gdzie nie powinno ich być. 
Wszystko wróciło...

Łzy zaczęły sunąć po moich policzkach niczym opętane, a ja nie potrafiłam ich zatrzymać. Dlaczego, dlaczego właśnie mnie to wszystko spotkało?
Gdy nie uzyskałam odpowiedzi ze strony motocyklisty, uniosłam głowę do góry, spoglądając na niego. Jego twarz wyrażała miliony emocji w jednej sekundzie. Zdziwienie, złość, współczucie to tylko niektóre z nich. Staliśmy tak chwilę, a gdy chłopak miał już coś oznajmić, pośpiesznie odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do swojego pokoju, zamykając się w nim od środka. 
Po prostu uciekłam i stchórzyłam.
Miałam nadzieję, że to będzie koniec.
Koniec zmartwień i problemów, które nie dawały mi normalnie żyć. 

_____________________________ 
OJ  MOJE MISIE dzisiaj mamy szczególny dzień - REAKTYWACJA BLOGA :D
Cieszycie się prawda? JA BARDZO! 
Bo nareszcie mamy tą okrągłą dziesiąteczkę ♥
Rozdzialik nawet długi, ale czy dobry? Nie mam pojęcia :P Ocenę zostawiam każdemu z osobna.
Właśnie na zegarku mam 1:00 i piszę specjalnie dla was to wszystko, bo przerwa między częściami opowiadania OGROMNA!
Myślałam, że w wakacje bardziej poświecę się pisaniu, ale mam na głowie pracę (=BRAK SIŁ na cokolwiek) i tak to wychodzi. 
Mam nadzieję, że chociaż WY dobrze spędzacie swój wolny czas :)
DZIĘKUJĘ za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, bo naprawdę dodały mi one motywacji do pisania kolejnego rozdziału! ♥ Nie dałabym rady BEZ WAS!
Aha! MAM DLA WAS TEŻ BONUSIKI : 
1) Pojawiła się nowa zakładka: Liebster Blog Awards, gdzie znajdziecie odpowiedzi na wasze nominacje ;)
2) Wpadłam na pomysł, żeby dodać na bloga nową aplikację (chodzi tutaj o tagowanie na twitterze; jeśli ktoś napisałby coś odnośnie opowiadania i chciałby, by to wyświetliło się tutaj, dodałby coś takiego: #PczyP?) 
TYLKO MAM Z TYM PROBLEM I PROSZĘ O WASZĄ POMOC
Jeśli ktokolwiek wiedziałby jak to coś zrobić, błagam piszcie, bo ja nie potrafię  :P Bardzo chciałabym, żeby to się pojawiło
3) Też sprawa związana z twitterem ;) Wymyśliłam kolejną rzecz. Żeby móc jakoś bardziej się z wami komunikować i abyście nie musieli tak niecierpliwie czekać na nowe rozdziały to mam do was pewien interes :D Jeśli na moim twitterze pojawi się jakaś grupka obserwatorów, będę dodawać tam spojlerki nowych rozdziałów. Gdy będę w trakcie pisania, wstawię tam dwa, trzy razy jakiś fragment :) W zakładce kontakty macie podany mój twitter.

I TO CHYBA TYLEE!!! 
Idę lulać :) Branoc! 
PRZYPADKOWYCH SNÓW! ♥

15 komentarzy:

  1. Wspaniały! <3 Jak ja się cieszę, że jest nowy rozdział. :D I już po prostu nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie podoba mi się rozdział. :3 Uwielbiam Daniela. :)
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Daniel najlepszy :) A ten blog - strasznie wciagajacy. Juz nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu *~* Zycze weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam koszmarny i nie moge spać po nocach.
    Ten rozdział jest jakiś strasznie fajny wiesz?
    http://codziennoscwmoimwydaniu.blogspot.com/?m=1 to mój nowy blog. Prolog napisany od niechcenia ale rozdział 1 jest w miarę dobry. Mam nadzieję że wpadniesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny ! :D Wciągający. Czuje straszny niedosyt, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ! Pozdrawiam i życzę dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze że Amelia powiedziała komuś o tym wszystkim, bo niewiadoma ile bedzie mogła to ukrywać.
    No i pojawił się Daniel. Ciekawe czego chce od Amelii.

    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem :)
    Bardzo dobry rozdział, więc możesz być z niego w pełni zadowolona :) Hmm... zastanawia mnie pojawienie się Daniela. Na pewno nie jest przypadkowe. Czyżby chciał czegoś od naszej Amelki? Czekam na kolejny rozdział! ♥
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początku strasznie przepraszam za opóźnienie! Byłam odpoczywać za granicą, a tam nie miałam zbyt dobrego dostępu do internetu. W każdym razie; teraz powróciłam i bój się mojej opinii. Muhahah. Dobra, już się ogarniam. :D
    Uważam, że ten pomysł z Twitterem jest całkiem fajny. Pomogłabym Ci, gdybym wiedziała jak. No, ale ja nie wiem, więc może znajdzie się jakaś osoba bardziej ogarnięta ode mnie. Byłoby genialnie! Fragmenty! ♥ Oj, jestem stanowczo za. *-*
    Daniel, coś ty najlepszego zrobił? Skoro wiesz, co się wydarzyło, to powinieneś dać jej spokój. Nie można tak robić. Dziewczyna powoli wracała do siebie, a Ty co? To takie okropne. :c Rozumiem, że chcesz wiedzieć wszystko, ale ludzie, tak nie można!
    Ugh, ale jestem na niego zła. Jak mógł tak brutalnie domagać się wypowiedzenia tego wszystkiego? Nie, to po prostu niedorzeczne! x.x
    Ashton taki kochany! ♥ Mówiłam już, że strasznie Go lubię? Żądam więcej sytuacji z nim! Ohoho, jaka ja zła... A tak na poważnie to fajnie by było, gdyby on próbował ją pocieszyć, czy coś. Albo jakiś żarcik w pracy, tak na poprawkę humoru? Co ty na to? *-*
    Wystraszyłaś mnie z tym, że to Daniel siedział tam na schodach. Myślałam, że to jeden z napastników. Poważnie! Nawet nie wiesz, jakie miałam okropne myśli. To było nie do wytrzymania. Na szczęście się myliłam, uf.
    Kiedy opisywałaś Linsey (cóż za oryginale imię!;o), jak je spaghetti i zawsze się ubrudzi sosem pomidorowym, miałam uśmiech na ustach. Ta scena musiała wyglądać tak strasznie słodko! Poważnie, nic, tylko się rozczulać.
    Hmhm, nie wiem, o czym by tu jeszcze napisać, więc powoli kończę. Ciekawe, czy dotrwałaś do końca. Oby tak! ♥
    O właśnie! ,,Przypadkowych snów''? Dość oryginalne pożegnanie. Nie mówię, że jest złe. Jest po prostu takie inne, wyjątkowe. Jak najbardziej możesz tak pisać! :D
    Teraz naprawdę już lecę.
    Buziaki, karmeeleq. :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jest całkiem niezły, choć muszę przyznać, że na początku troszkę mi się nudziło. Ja ogólnie jestem zwolenniczką akcji i uwielbiam jak dużo się dzieje ;) Także niby było to widmo prawie gwałtu, ale to jednak nie wystarczyło. Za dużo opisów normalności.
    Natomiast gdy na plan wkroczył Daniel to zrobiło się gorąco x) Chłopak umie rozruszać towarzystwo, także proszę go tu więcej dawać ^^
    Podoba mi się dynamika jego i Am- ona nie wie o co chodzi, on jest tajemniczy. Nieco cliché, ale wierzę, że się rozkręcisz ;)
    Co do błędów:
    - nawiasy- w opowiadaniu nie daje się takich wstawek, wtrąceń w nawiasach, zastępuje się je myślnikami lub przecinkami
    - po przegi- po BRZEGI
    - Niech będzie- zgodziłam się, cicho się śmiejąc.- powtarzasz „SIĘ”
    - a on się o wszystko wypytywał- a on o wszystko wypytywał – bo z „SIĘ” to by znaczyło, że wypytywał samego siebie

    Okey to chyba tyle :) Mam nadzieję, iż nie odbierzesz mojego komentarza negatywnie. Ja osobiście uwielbiam krytyczne komentarze, bo ciągłe pochwały w niczym mi nie pomagają, więc liczę, że też tak do tego podejdziesz ;) Pisz dalej i rób to co kochasz ;*

    Pozdrawiam, Lenena z
    http://hsdsintvd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Powiem Ci że naprawdę jestem pod wrażeniem :) ten opis jest tak długi na początku że faktycznie może się nudzić ale to jest właśnie kwintesencja opisów :) super życzę Ci powodzenia w dalszym pisaniu :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :noweprzygodykomisarzaalexa.blogspot.com (jeśli czytasz proszę zostaw komentarz)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzięki za info o rozdziale;) rozdział super! Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  12. Właśnie znalazłam tego bloga i bardzo mi się podoba :) Martwię się tylko, bo od ostatniego postu juz trochę minęło. Można liczyć na dalszy rozwój akcji?

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, kiedy będzie następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  14. 50 year old Business Systems Development Analyst Bar Brosh, hailing from Beamsville enjoys watching movies like Pericles on 31st Street and Playing musical instruments. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a G-Class. sprawdz moje zrodlo

    OdpowiedzUsuń