wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 7

Głośnym wydechem wypuściłam powietrze i po raz kolejny wzięłam głęboki oddech. Zamknęłam oczy, by się uspokoić, gdyż zbyt pochopne działania nigdy nie prowadziły do niczego dobrego. Musiałam pomyśleć, a co najważniejsze odpędzić od siebie te czarne obrazy, gromadzące się w mojej głowie. Właśnie w takich chwilach wyobraźnia to najgorszy wróg człowieka. Możesz próbować ją stłumić, ale zawsze coś wedrze się do twojego umysłu.
W jednym momencie byłam w swoim pokoju, a w drugim znajdowałam się na opustoszałej ulicy z mężczyzną, który trzymał w ręce nóż. Kiedy próbował się do mnie zbliżyć, szybko podniosłam swoje powieki. Znów byłam u siebie. Ale czy do końca odcięłam się od tych złych myśli? Przecież jedna produkuje się szybciej niż w pół minuty. To tak jakby bieganie po polu pełnym niewidzialnych min. Jest ich naprawdę dużo, jedna koło drugiej, a ty nie potrafisz zrobić kroku, by nie natrafić na jakąkolwiek. Nie widzisz ich, więc jak masz je ominąć?

'Musisz rozwiązać tę sprawę' - podpowiadał mój rozum, próbując pomóc mi walczyć z natrętnymi myślami. Wahałam się, czy to na pewno dobry pomysł. Przecież nie chciałam pakować się w jeszcze większe kłopoty.
Co jeśli oprawcy w końcu spełnią swoje obietnice? To pytanie nie dawało mi spokoju przez dłuższy czas. Bałam się, że w najbliższej przyszłości wydarzy się coś złego. Ja to czułam. Ale dlaczego oni tak się na mnie uwzięli? Niby posiadałam informacje, przez które mogliby wylądować w więzieniu, ale ich zachowanie nie przypominało rozumowania "normalnego" przestępcy.

Miałam wrażenie, że za tym kryło się coś większego, a ja przez przypadek właśnie się w to wplątałam. Jedynym wyjściem było nie prowokowanie szantażystów i wykonywanie ich poleceń. Jak na razie ta opcja wydawała się tą najlepszą.
Chociaż...
Spuściłam wzrok na zdjęcie z Covent Garden, a w mojej głowie pojawiła się sytuacja z dzisiejszego dnia, o której całkiem zapomniałam.
To On. To musiał być On. Gdy rozmawiałam przez telefon, podsłuchał moją wymianę zdań  z sierżantem i przekazał pozostałym. Był tak tym przejęty, że od razu wyszedł, by pochwalić się zdobytymi nowinkami. Jak mogłam nie skojarzyć tych faktów wcześniej? Po prostu dałam się zwieść jak mała dziewczynka, której da się prawie wszystko wmówić. Byłam taka naiwna...

Po sytuacji w sklepie chciałam dać motocykliście nawet drugą szansę. Dziwne? Na sto procent. Ale myślałam, że jego bezczelne zachowanie miało jakiś powód. Wmawiałam sobie, że nie był taki zły, tylko udawał. Uratował mnie kilka razy, dlatego wierzyłam, że w głębi duszy nie był tym, za kogo się podawał. Jednak czy teraz mogłam mieć jakieś nadzieje?
Musiałam to sprawdzić. A na to był tylko jeden sposób.

Jeszcze drżącą ręką sięgnęłam po telefon i wybrałam numer motocyklisty. Po przyłożeniu do ucha, niecierpliwie czekałam aż odbierze. A może wcale tego nie chciałam?
Pierwszy sygnał.
Mój oddech gwałtownie przyspieszył.
Drugi. 
Telefon prawie wypadł mi z ręki,
Trzeci.
Serce chciało wyskoczyć i uciec jak najdalej.
Czwarty.
Chłopak podniósł słuchawkę.

- Amelia? - tylko jedno słowo sprawiło, że cała pewność siebie, która zebrała się we mnie dotychczas, zniknęła jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju i starałam się, by mój głos brzmiał stanowczo. Musiałam być zdeterminowana w tym zadaniu, bo rozmowa z motocyklistą mogła opierać się wyłącznie na kolejnych żartach z jego strony.

- Jak weszliście do mojego pokoju? Okno było zamknięte, a z drugiej strony raczej byście się nie dostali- wypaliłam prosto z mostu, nie zwracając uwagi na konsekwencje. Potrzebowałam odpowiedzi i wyjaśnień, a co najważniejsze chciałam, by to zamieszanie się w końcu skończyło. Czy  naprawdę dużo wymagałam?

- Co?-  zdezorientowany głos motocyklisty świadczył o tym, jakim dobrym był aktorem. Zachowywał się tak jakby to, co mówiłam było dla niego obce.

- Dlaczego mi to robicie? Czemu obserwujecie mnie cały czas i wysyłacie te straszne wiadomości?  - desperacko drążyłam temat dalej. Czy on myślał, że uwierzę w to, że był niewinny? To właśnie motocyklista był moim głównym podejrzanym, więc nie miał co liczyć na taryfę ulgową. Nie zamierzałam być dla niego miła za to, co mi zrobił. Pewnie ta sytuacja w sklepie też była ustawiona. Chłopak myślał, że okaże się księciem na białym koniu, który pomoże mi z oprawcami, a tymczasem było na odwrót. Przyjrzałam go na wylot. To on był jednym  z moich prześladowców.

- O co ci chodzi?

-Jeśli robicie to wszystko przez policję, to obiecuję, że nic nie powiem, ale pro... proszę dajcie mi spokój - zaczęłam się jąkać, będąc bliska płaczu. Bałam się, że to całe oświadczenie im nie wystarczy i będą chcieli czegoś więcej. Czy kiedykolwiek dadzą mi spokój i przestaną mnie obserwować? A może już niedługo zrobią coś gorszego? Z takimi ludźmi nie da się rozmawiać. Oni zawsze dostają to, czego chcą.

- Amelia wszystko w porządku?- zapytał jakby z...troską? Na pewno udawaną. Naprawdę nie mam już siły, żeby zmusić go do powiedzenia prawdy.

- Dlaczego udajesz, że nie masz pojęcia, o czym mówię? Przecież ty też za tym wszystkim stoisz. Ale wiesz, co jest najgorsze? Chciałam ci wybaczyć te wszystkie chamskie zachowania, bo w końcu tyle razy mnie uratowałeś, a każdy zasługuje na drugą szansę. Miałam nadzieję, że zmienię twoje zachowanie, ale ty właśnie to zniszczyłeś. Jesteś gorszy niż mogłam to sobie wyobrazić - wyznałam na jednym tchu, dając upust swoim emocjom. Wypłynęła ze mnie cała złość, frustracja i rozczarowanie. Ku zdziwieniu to pomogło, bo czułam się o wiele lepiej.

- Nie rozumiem, o czym... - nie chcąc dłużej słuchać głupich, zmyślonych kłamstw chłopaka, zakończyłam połączenie i wyłączyłam telefon. Jednocześnie odłożyłam telefon i zabrałam się za zbieranie zdjęć, które następnie umieściłam na spodzie szafy i przykryłam je stertą ubrań. Nie chciałam, by ktokolwiek je zobaczył. Byłam w tym sama i sama musiałam sobie z tym poradzić, nie narażając innych na niebezpieczeństwo.
Gdy to zrobiłam, padłam zmęczona na łóżko i od razu zasnęłam.

~*~
Po wstaniu i zrobieniu wszystkiego, co zaplanowałam wczorajszej nocy (wyszykowaniu się do pracy i posprzątaniu swojego pokoju), ruszyłam do Covent Garden. Czekał mnie kolejny pracowity dzień. Jednak z towarzystwem Suz i Ashtona nie mogło być aż tak źle. Liczyłam na kolejne żarty i pogaduszki w przerwie i między obsługiwaniem klientów. Miałam nadzieję, że dzięki temu zapomnę chociaż na chwilę o wczorajszym wydarzeniu.

Dobrze posiadać prawdziwych przyjaciół, którzy  zawsze potrafią cię rozśmieszyć i sprawić, że zapomnisz o swoich problemach. Oni są najlepszym lekiem na całe zło.

~*~
- Ashton! Proszę! Przestań! - wykrzykiwałam na cały głos, podczas gdy chłopak łaskotał mnie od jakiś pięciu minut. Byłam razem z Suzanne w jego domu i razem postanowiliśmy obejrzeć kilka filmów. Kiedy szatyn zaproponował wspólne popołudnie, od razu się zgodziłam. Akurat dzisiaj nie miałam najmniejszej ochoty na przesiadywanie w samotności. Ponadto spotkanie miało odbyć się u Asha, więc nie mogłam odmówić. Spędziłabym z nim każdą chwilę, by posłuchać niewypalonych kawałów czy popatrzeć jak robi z siebie głupka. A może on już taki był? Na pewno nie posiadał cechy, jaką było opanowanie, gdyż w najbardziej nieodpowiednich momentach, potrafił wybuchnąć śmiechem. Czy to było normalne? U niego na pewno tak, a w rzeczywistości nie.

Chłopak właśnie torturował mnie za wyśmianie misia, którego znalazłam podczas szpiegowania w jego pokoju. Jak go odkryłam?
Ashton stwierdził, że zrobi popcorn, a ja razem z Suz po kryjomu udałyśmy się do
komnaty tajemnic szatyna. Podczas rozglądania się po nawet czystym (jak na chłopaka) pokoju, pod łóżkiem znalazłam dużego brązowego pluszaka. On był taaaaki słodki. Oczywiście nie mogłam wrócić bez niego i nie ponabijać się z chłopaka. Co dziwne on mi nawet wtórował i śmiał się razem ze mną.

- Odkryłaś moją tajną broń. Jak mogłaś? Jacky to mój chłopak, z którym zasypiam każdej nocy, a ty... a ty pogwałciłaś jego przestrzeń osobistą! Co z ciebie za potwór! - zarzucił mi, dalej kontynuując łaskotanie.
Czasami jego odpowiedzi dosłownie zwalały mnie z nóg. To co tworzyło się w głowie Asha, zawsze mnie zaskakiwało i sprawiało, że kąciki moich ust samowolnie się unosiły. Nie miałam pojęcia, skąd brał te wszystkie niezwykłe historie życia, ale musiał mieć naprawdę nierówno pod sufitem (w pozytywnym znaczeniu). Przez ten krótki czas znajomości z nim, pokochałam to. Jego optymizm i szczególne nastawienie do świata ukazywało, że jednak uśmiech był w życiu najważniejszy.

- Ale ja go uratowałam, bo biedny sam leżał! Nim się trzeba opiekować. A poza tym od teraz to jest mój chłopak, bo ty już go nie szanujesz! Myślałeś, że go tak sobie po prostu odłożysz i będzie w porządku? On ma uczucia, a ja go w końcu od ciebie uwolniłam! - oznajmiłam, zanosząc się śmiechem. Kiedy szatyn przestał na chwilę swoich tortur, wykorzystałam to i pobiegłam przed siebie. Zanim zdążyłam się schować, Ashton już dawno zareagował na zaistniałą sytuację. Stanęliśmy po dwóch stronach stołu i staraliśmy się wyczuć następnych ruch przeciwnika. Ja trzymałam misia w ręce i przytulałam go do piersi, a chłopak groził mi palcem.
Nasza "kłótnia" dopiero się zaczynała.

- Zostaw go! To my się z Jackym bardziej kochamy! - odpowiedział Ash, próbując wyrwać mi pluszaka nad stołem, co nie wychodziło mu zbyt dobrze. Dlatego kiedy ruszył się z miejsca, biegnąc wokół prostokątnego mebla, zrobiłam to samo tylko w drugą stronę tak, że znowu znaleźliśmy się naprzeciwko. Bawiliśmy się jak małe dzieci, czego od dawna mi brakowało.

- Nie, bo znowu go wyrzucisz!-  zaprotestowałam, ciaśniej oplatając misia ramionami.  Szatyn wydął dolną wargę do przodu i szeroko otworzył oczy, robiąc minę tzw. zbitego psa. Pewnie myślał, że w końcu mu ustąpię, ale ja nie miałam takiego zamiaru. Pokiwałam przecząco głową, na co wulkan po drugiej stronie eksplodował.

 - Ale on jest moim jedynym kochankiem! - użalał się nad sobą i próbował wziąć mnie na litość. Kiedy zobaczył, że to nie działało, rzucił się na kolana, składając razem ręce. Jednak zamiast się śmiać, patrzyłam na niego z kamienną twarzą. Szczerze? Miałam ochotę jeszcze trochę się z nim podroczyć. Mało brakowało a śmiech, który dusiłam w środku, wydostałby się na zewnątrz.

- To teraz nie masz już żadnych, bo misiu powiedział, że chce się z tobą rozstać. Źle go traktowałeś.

- Ty złodziejko cudzych chłopaków! Takie z ciebie ziółko, co? Niby taka miła i pomocna, a w głębi siedzi mały diabeł! - wybuchnął chłopak, wskazując na mnie palcem i wrogo się patrząc.
Trwało to przez kilka sekund, bo nasza powaga zaraz się skończyła. Oboje nie mogliśmy wytrzymać takiego napięcia, a nasz śmiech rozniósł się po całym mieszkaniu. Na pewno słyszała to Suzanne urzędująca w kuchni. To ona dzisiaj była tam królową i po zapachu można było wywnioskować, że przygotowywała pizzę, a my, niestety,nie mieliśmy tam wstępu. Kiedy na początku zaproponowaliśmy pomoc, szybko nas stamtąd wygoniła.

- Muszę przyznać, że to od początku był mój plan. Po pierwsze zaprzyjaźnić się z tobą, a potem uwieść Jacky'ego - odparłam, uśmiechając się przebiegle i ruszyłam w kierunku Suz. Niestety zbyt nie przemyślałam tej decyzji, bo Ash szybko zagrodził mi drogę, gotowy na każdy mój ruch.

- Nie oddam ci go nigdy! - wykrzyknął na cały głos, aż ziemia zadrżała, a pluszak wypadł mi rąk. Chwilę później przede mną zmaterializował się szatyn, który w tym samym momencie co ja chciał zabrać misia. Podnieśliśmy go razem i zaczęliśmy nim lekko szarpać. Żadne z nas nie zamierzało dać za wygraną.

- O! Nie! Nie dostaniesz go! - krzyczeliśmy na zmianę, walcząc zawzięcie. Gdy szala zwycięstwa przechylała się na jedną stronę, przeciwnik prędko nadrabiał straty. Mogłabym powiedzieć, że starcie było wyrównane. Oczywiście Ashton dawał mi fory, czego nie dało się nie zauważyć. Gdyby chciał pluszak należałby już dawno do niego.

- Heeeej, ludzie! Rozumiem, że macie konflikt w trójkącie, ale czy możemy już zacząć nasz seans? - wtrąciła się Suzanne, siadając na sofie z miską popcornu. Patrzyła na nas z lekkim rozbawieniem, które przepełnione było też znudzeniem. Pewnie podczas robienia posiłku, nasłuchała się naszych kłótni i miała już dość. Nie dziwiłam jej się, bo jak można tyle wytrzymać z takimi dziećmi.

- Okeeeej-  odpowiedzieliśmy jednocześnie, spuszczając na dół głowy i podreptaliśmy w stronę dziewczyny ze (specjalnymi) smutnymi minami. Potem usiedliśmy z szatynem obok siebie, usadawiając misia pośrodku i włączyliśmy jakąś komedię. Oczywiście podczas filmu nie mogło zabraknąć dziwnych komentarzy Asha oraz wielkiej popcornowej bitwy i ogromnej pizzy.

~*~
Było około dwudziestej trzeciej, a nadal wielu ludzi przedzierało się przez miasto. Jednak w miarę oddalania się od centralnych przecznic robiło się coraz puściej, a tylko nieliczni przechadzali się ulicami. Pani spacerująca z psem, trójka dzieci bawiących się w parku, biznesmen wracający do swojej rodziny to obrazy, które obserwowałam, jadąc autobusem. Patrząc się w okno, zupełnie straciłam poczucie czasu. Ogarnęła mnie tak jakby wielka hipnoza. Dobrze, że zawczasu poznałam okolicę i wysiadłam na odpowiednim przystanku, bo mogłabym później zabłądzić. Niby mieszkałam w Detroit od urodzenia, ale miasto było naprawdę ogromne, dlatego nie znałam go jeszcze całego.

Do domu zostało mi jeszcze kilkaset metrów, gdyż przystanek autobusowym nie był tak daleko. Idąc jak zwykle na skróty, weszłam do starego, podziemnego tunelu. Miałam szczęście, że za mną szedł jeszcze chłopak, którego trochę kojarzyłam ze szkoły, gdyż dzięki temu czułam się bezpieczniej niż jakbym musiała robić to sama. Oczywiście wcześniej Ashton nalegał, żeby mnie odprowadzić, ale wiedząc, że Suz musiała przemierzyć mroczniejszą część miasta, poleciłam mu, by poszedł z nią. Ponadto to miejsce było bardzo oddalone od pamiętnego sklepu, więc nie miałam się czego obawiać. Statystycznie w ostatnich latach nie zanotowano tu żadnych zabójstw czy pobić. Ale czy czegoś nie ukryto? Tego nie mogłam zaprzeczyć. Jednak nie było tak strasznie jak w niektórych dzielnicach Detroit.

Spokojnie zeszłam po schodach, ciągle słysząc za sobą kroki i ruszyłam dobrze oświetlonym korytarzem. Czując coraz większy chłód w rękach, wsadziłam je do kieszeni. Nocą latem wcale nie było tak ciepło, jak się wydawało. Właśnie minęłam nieczynny sklep, mieszczący się dokładnie pośrodku wielkiego tunelu, kiedy usłyszałam potężny huk, pochodzący najprawdopodobniej z jednego z dodatkowych korytarzy. Pod mocą głośnego odgłosu skuliłam się i samowolnie cofnęłam. Osoba podążająca za mną zrobiła to samo. Oboje spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem, gdyż nie mieliśmy pojęcia, co to mogło być. Byliśmy naprawdę zdezorientowani. Pierwszy z tego transu wyrwał się chłopak, który zaczął biec przed siebie w stronę wyjścia. Aby go nie zgubić, prędko zerwałam się w tym samym kierunku. Na pewno nie chciałam zostać tu sama. 

Będąc dokładnie obok rozwidlenia tunelu, dobiegł mnie kolejny dźwięk, taki sam jak wcześniej. Moja głowa instynktownie przechyliła się w prawą stronę, a moim oczom ukazała się grupka ludzi otaczająca coś leżącego. Było ich około pięciu, a postury wskazywały, iż to mężczyźni. Aby nie narobić hałasu swoimi krokami, przystanęłam od razu i po cichu- na paluszkach próbowałam się oddalić. Przez cały czas próbowałam uspokoić swój przyspieszony oddech.  Brakowało mi tylko kilku kroków do oddalenia się od tego przeklętego korytarza, ale moja niezdarna część musiała się ujawnić. Nie zauważając kamienia, leżącego na chodnikowej płycie, przez przypadek go kopnęłam, a echo jego odbić rozniosło się po całym miejscu. Szybko podniosłam głowę, sprawdzając, czy zostałam nakryta. Niestety pięć par oczu skoncentrowanych było na mnie. Zdziwieni? Na pewno, chociaż wydawało mi się, że bardziej chcieli mnie tym wzrokiem zabić. Musiałam im przeszkodzić w czymś ważnym.

- O cholera - przeklęłam pod nosem, kiedy dojrzałam między mężczyznami coś, a raczej kogoś leżącego na ziemi. To był człowiek! C-z-ł-o-w-i-e-k który w ogóle się nie ruszał i nie dawał żadnych oznak życia. Co więcej, dzięki jednej z lamp dostrzegłam jakąś kałużę wokół bezwładnie spoczywającego ciała.Natomiast w dłoni u jednego z oprawców zobaczyłam coś czarnego, jakby pistolet. On miał broń! Czy... oni właśnie go zamordowali?! Czy... czy... oni zamierzają zrobić to samo ze mną?

'Bum. Bum. Bum' Serce zachowywało się jakbym przebiegła czternastokilometrowy maraton bez zatrzymania i tym sposobem w ogóle nie pomagało mi podczas ucieczki. Po krótkiej chwili, gdy mężczyźni odkryli moją obecność, dwóch z nich ruszyło wprost na mnie. Przerażona zaczęłam biec w stronę schodów, gdyż już niedaleko znajdowało się wyjście. Nie trwało to długo, bo moment później, ktoś brutalnie pociągnął mnie do tyłu i przyparł do ściany. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy, a wargi i ręce drżeć jak opętane. Uginające się kolana mogły w końcu nie dać rady unieść tak ciężkiego ciała. Zamazany obraz spowodowany płaczem również nie pomagał. Dlaczego ja zawsze musiałam mieć takiego pecha?

- Kurczę! Co za spotkanie!- wykrzyknął jeden z napastników, przy okazji się śmiejąc. W ogóle nie rozumiałam jego reakcji, więc kiedy zaczęłam lepiej widzieć, dobrze mu się przyjrzałam.
N-I-E!!! To nie mogła być prawda. To nie... nie był mężczyzna ze sklepu. On... on tylko tak wyglądał, prawda?

- To moja dobra znajoma- zwrócił się do drugiego, gdyż tamten też nie wiedział, o co chodziło. Bardziej znany mi oprawa podszedł bliżej, uprzednio wyjmując coś z kieszeni. Z jego twarzy w ogóle nie znikał ten straszny uśmieszek. Bałam się nawet pomyśleć, co planuje. W szybkim tempie na mojej szyi znalazł się nóż, który jak ma razie tylko przyciśnięty do skóry nie powodował żadnych ran. Teraz już nie hamowałam swych łez, które litrami spływały po policzkach.

- Co powiesz na pewien układ, kotku? - zaproponował mężczyzna, zabierając rękę z ostrym narzędziem w "bezpieczną" odległość od mojego ciała. Na jego słowa przełknęłam w gardle wielką gulę i szybko starałam się wymyślić jakikolwiek plan, który pomógłby mi się uratować. Byłam na skraju wytrzymałości, bo pomysł nie przychodził. Modliłam się o chociaż jedną, jedyną szansę na ucieczkę.

- Dam ci jeszcze jakieś piętnaście minut życia, jeśli pokażesz na co cię stać - napastnik ruchem dłoni machnął drugiemu, żeby się oddalił, a sam przysunął się bliżej mnie, znacznie za blisko. 
Byłam pewna, co miał na myśli, więc desperacko zaczęłam odpychać go rękami, uderzając na oślep w jego klatkę piersiową. Za wszelką cenę nie chciałam do tego dopuścić. Jednak on niewzruszony, znajdował się w tym samym miejscu i kontynuował swoje zamiary. Kiedy ataki z mojej strony nie ustępowały, mężczyzna złapał za moje nadgarstki i przyparł je do ściany. Przestraszona, wprawiłam w ruch swoje nogi, które starały się jak najdalej go odsunąć, kopiąc i wierzgając. Oprawca, by to zatrzymać, przygniótł mnie swoim ciałem tak, że stykało się z moim w prawie każdym miejscu. Następnie niespodziewanie wpił się w moje usta, zachłannie je całując. Cały czas starałam się wykręcić głowę w drugą stronę, ale przez jego przeważającą siłę, nie udało mi się tego zrobić. Kiedy mężczyzna zobaczył, że powoli odpuszczam, zabrał swoje ręce z moich, by móc jeździć nimi po moim ciele. Jego pocałunki były gwałtowne i bolesne, a dotyk coraz bardziej nachalny. Dłonie napastnika po krótkiej chwili znalazły się na moich pośladkach, a usta na dekoldzie.

Nie mogłam już dłużej tego wytrzymać. Dlatego właśnie teraz nadszedł moment, by wdrożyć w życie mój wymyślony niedawno plan. Aby zadziałał, musiałam poczekać na odpowiednią chwilę. 
Zebrawszy wcześniej wszystką energię, która posiadałam, odepchnęłam oprawcę od siebie, co nawet mi się udało i szybko wyjęłam z torebki gaz łzawiący. Dobrze, że od sytuacji ze sklepu, cały czas nosiłam go ze sobą. Kierując aerozol na oczy przeciwnika, bez wahania nacisnęłam odpowiedni przycisk, na co usłyszałam jego krzyk. Zanim jednak zaczęłam uciekać, mężczyzna ponownie wyjął nóż i nic nie widząc, zamachnął się przed sobą. Próbując ominąć ostrze, prędko wyminęłam przeciwnika, robiąc specjalny unik. W rezultacie nóż nie przeciął mojej skóry oprócz zranienia na lewym ramieniu, które cholernie bolało.
Jednak nie mogłam się poddawać. Nie teraz, gdy tak niewiele brakowało od uratowania się przed tym przerażającym gwałcicielem. Więc nie zważając na krew, wyciekającą z mojej rany, rzuciłam się do ucieczki. Słysząc jeszcze czyjeś kroki, diametralnie przyspieszyłam, bojąc się, że on znowu mnie dopadnie. 

Po kilku minutach wyszłam już z tego cholernego tunelu i pognałam do domu. W związku z tym, że zostało mi tylko sto metrów, zaraz byłam przed budynkiem. Potykając się o własne nogi, wzrok utkwiłam w chodniku, a jedną ręką uciskałam ranę na ramieniu. Łzy nadal spływały po mojej twarzy, gdyż po głowie cały czas krążyła mi sytuacja sprzed chwili. Oszołomiona i nie za bardzo kontaktująca że światem, skręcając do domu, wpadłam na kogoś i prawie znalazłabym się na ziemi, gdyby nie silne ramiona, które zdążyły mnie w porę złapać. 
Zadrżałam pod obcym dotykiem, przypominającym mi o natarczywych rękach tamtego mężczyzny na moim ciele. W końcu przezwyciężając swój strach, uniosłam swoje oczy do góry i napotkałam te znane mi brązowe tęczówki, z których zawsze odczytywałam tyle złych emocji, a teraz widziałam zmartwienie. Nie miałam czasu, ani głowy na rozmyślanie, dlaczego motocyklista stał pod moim domem. Po prostu potrzebowałam kogokolwiek, kto by mnie obronił, ochronił przed całym złem tego świata, a wiedziałam, że właśnie on mógł mi to zapewnić. Dlatego zamiast stać i wpatrując się w chłopaka, wtuliłam się w jego klatkę piersiową, opierając na niej swoją głowę i zaciskając piąstki na czarnej koszulce. Na początku motocyklista chyba był zdziwiony, bo w ogóle się nie ruszał, lecz po chwili poczułam jego silne ramiona przygarniające mnie do siebie i szczelnie zamykające w uścisku. 
Właśnie tutaj czułam się bezpieczna.

________________________
ŁOOOŁ!!! NARESZCIE COOŚ WYSZŁO!!! :D
Długo czekaliście? Taki żart (było tak z prawie miesiąc, ale nie cały, NIE CAŁY!)
Tylko nie bijcie! xD Boooję się...
Kończąc już ze złymi wieściami, mam jedną DOBRĄ!
Werble proszę!
Następny rozdział w moje urodziny, czyli za mniej niż dwa tygodnie!!!
TAAK! SZALEEJEMY!
Dołożę wszelkich starań, aby ten plan w całości wypalił, a wy za to nabijajcie obserwatorów i komentarzy! Maaały szantaż nigdy nie jest zły :P
A tak już serioooo to JEŚLI CHCECIE, ZOSTAWICIE ZNAK PO SOBIE, A JEŚLI NIE, TO NIE ;D
Oczywiście każdy, nawet najmniejszy komentarz BARDZO MOTYWUJE! ♥
Jeśli chodzi o rozdział to sama jestem nim zaskoczona. Jednak spontaniczne pisanie daje o sobie znaki. Mam nadzieję, że tą częścią nie zburzyłam waszych wyobrażeń tej historii. Jeżeli tak to przepraszam, ale nic lepszego do głowy mi nie wpadło ;)
Aha! I jeszcze coś!
Dziękuję bardzo dziewczynie, która uświadomiła mi, że nazwa motorzysta nie odnosi się do tego, czego chcę, żeby się odnosiła, więc zmieniłam ją na motocyklista :) Dziękuję, kochanie!
W końcu perfekcjonistką nie jestem, a błędy (nawet te najgłupsze) zdarzają mi się caaały czas.
Na końcu tak już emocjonalnie:
KOOOCHAAAM WAS!! ♥♥♥
PS.: Nowa postać w zakładce  "Bohaterowie". Niektórzy z was się pewnie tego spodziewali ^_^

17 komentarzy:

  1. A kto jest pierwszy, no kto? (Nie wiem, po co to piszę, ale napiszę, wiem to nie ma sesnu)
    Czytam Twojego bloga od niedawna, ale nie chciało mi się pisać komentarzy, bo było po pierwszej w nocy i ja ledwo myślałam. Wybacz. Postaram się to jednak nadrobić tym dzisiejszym komentarzem.
    O zesz kurczaki! Przez całą akcję z tunelem serce mi podskoczyło do gardła! Myślałam, że oni jej coś zrobią i o mały włos, a by im się udało! Dobrze, że do tego nie dopuściłaś. Jestem Ci strasznie wdzięczna.
    Ash jest taki cudowny, kurczę! Najlepszy na świecie! Ma poczucie humoru, misia, jest zabawny, przystojny, troskliwy (w końcu chciał je odprowadzić, prawda?) i ogólnie jest najlepszy! Też chcę takiego przyjaciela! Oddasz mi go? *mina kota ze Sherka* Proszę. :((
    Mało co, a wybuchnęłabym głośnym śmiechem (oczywiście budząc wszystkich ;-;), bo tak mnie rozbawiłaś tą całą kłótnią o misia. Ja też niedawno tak latałam w okół stołu, ale dlatego, że goniłam mojego kochanego piesełka. Mały szczeniaczek, a ma w sobie tyle energii... :\ Dobra, ale ja nie o tym...
    Suz, mogę na nią tak mówić?, musiała się nasłuchać, biedna. Choć ja na jej miejscu turlałabym się ze śmiechu! Bardzo ją lubię. Wydaje się być najrozsądniejsza z ich trójki.
    Czy Ash będzie grał na perkusji? *-*
    Jejku, tak strasznie współczuję Amelii. O mały włos, a by ją zgwałcono, a później zabito. Fakt, wpadłaby jeszcze pod koła samochodu i motoru, ale to wcześniej i na szczęście tak się nie stało. Czy ty masz coś do jej życia?! Tyle razy otrzeć się o śmierć, w tak krótkich odstępach czasu... UGH. Mam nadzieję, że ci bandyci dadzą jej spokój!
    Skąd ten motocyklista się tam wziął? :o Przypadkiem? Jaki on jest dziwny, jeju. Chociaż nie. Postawiasz go w takim świetle. ://
    A właśnie, przy okazji chciałabym Cię zaprosić do siebie; za-gu-bio-na.blogspot.com Może Ci się spodoba. :)
    Dobra, nie będę przedłużać.
    Dobranoc, słodkich snów. :3
    PS. Będzie Luke Hemmings w tym opowiadaniu? *^*

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny rozdział. jestem pod wielkim wrażeniem i już nie mogę doczekać się nowego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero co znalazłam Twojego bloga, ale piszesz naprawdę świetnie. :)
    Zapraszam do siebie: http://hiddeninitself.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się Twój styl pisania
    super rozdział :*
    czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże swietny blog! Naprawdę kocham to opowiadanie <3 obys częściej dodawala! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW!!!! Rozdział megaśny!!!! Jestem tutaj nowa więc zacznę może od poczatku. Bardzo podoba mi się szablon bloga oraz idealna długość rozdziałów. Lubie główną bohaterkę: jest pracowita, smieszna, odważna, przyjacielska itp. Jednak wkurza mnie jej niezdarnośc. Wiem że tak musi być bo inaczej nie byłoby napiętej akcji, ale Lia ( chyba takie jest zdrobnienie?) musi się trochę ogarnąć. Awwwwww.... koniec mnie rozbroił, jestem ciekawa tego motocyklisty. Myśle że on też nie jest za grzeczny. Ta niewiedza o nim doprowadza mnie do szału. Kłótnia była przesłodka. Czyżby fanka 5sos :D Więc świetny i lekki styl- wielki plusik, bohaterowie bardzo fajni, genialny pomysł na fabułe .Czekam niecierpliwie na nexta

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdzał *-* i był Ash :)
    Zapraszam do siebie : http://ksiezniczka-i-lobuz-z-korona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opowiadanie, bardzo trzymasz w napięciu. Rażą tylko w niektórych momentach powtórzenia, ale to niewielki minus. Masz talent! Nic tylko pisać dalej!
    W wolnej chwili zapraszam do siebie: innelle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzieje się dzieje w jej życiu. I to wszystko się zaczęło, kiedy poznała motorzystę, ale jednak wątpię, aby miał coś z tym wszystkim wspólnego, ale z drugiej strony to zawsze znajduje się w odpowiednim miejscu w odpowiedniej chwili. To trochę podejrzane. Trzymający w napięciu rozdział. Nie mogę się już doczekać kolejnego. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  10. oo, w końcu coś więcej sie wydarzyło pomiędzy motocyklistą i Amelią ;3 czy ta dziewczyna zawsze musi pakować się w kłopoty?
    czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, weeny ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerze mnie ten rozdział rozwalił. Tak trzymałaś mnie w napięciu, że wchłaniałem tekst i chciałem go coraz więcej aż w końcu mi go brakło. Fajnie kończysz rozdziały, bo zatrzymujesz na takich momentach, które by widz już chciał poznać. I dlatego każdy z niecierpliwością czeka na następny rozdział. Ba ja sam czekam na następny rozdział. W tym rozdziale podoba mi się że bohaterka zbliżyła się do Ashtona oraz to że na koniec Amelia spotkała Motocyklistę na koniec rozdziału. Podoba mi się w jaki sposób opisujesz miejsca w jakich akcja się dzieje, piszesz to w taki realny sposób jakbyś tam była i to wszystko widziała. Naprawdę zgadzam się z Martyną Świątek masz dziewczyno ogromny Talent :) i to co robisz jest świetne. Gratulacje i chylę czoła przed tobą :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak zwykle świetnie napisany rozdział. :D Bardzo podoba mi się ten blog.
    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział. :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Super :D Rozdział niezwykle emocjonujący i wciągający^^ Fajnie, że tak go zakończyłaś...;) Czekam z niecierpliwością na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  14. Gratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award :)
    Więcej informacji na moim blogu: http://four-page.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetne :) Dziekujemy serdecznie za wejście na naszego bloga będziemy tu wpadać :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Piszesz cudownie i masz wielki talent, dziewczyno! :D Niezwykle emocjonujące i wciągające na maxa opowiadanie. Nie idzie się oderwać. Ono jest po prostu IDEALNE!!! Dziękuję Ci za linka w komentarzu u mnie. ;* Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Długo ci zeszło a mnie jeszcze dłużej, żeby wejść bo czasu nie miałam. Ale w końcu mi się udało i od razu mi humor poprawiłaś! Wspaniały rozdział. No i czekam na kolejny :D

    Zapraszam do siebie
    http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń